Arabów różni wszysto. Nawet seriale tv, które oglądają

ZIEMOWIT SZCZEREK „Marokańczycy to bezbożnicy, a Egipcjanie są zadufani”

Przy okazji omawiania wydarzeń w Lewancie i Maghrebie, media i eksperci jak mantrę powtarzają, że kraje arabskie to nie monolit, i że różnią się od siebie, jak kraje europejskie. To, być może, przesada, ale sami Arabowie dobrze widzą swoją różnorodność. I podobnie, jak Europejczycy mają na swój temat stereotypy. O których nikt w Europie prawie nigdy nie słyszał. Stereotypy to stereotypy, sami dobrze je znamy: bywają nieprzyjemne, drażnią, paskudnie upraszczają. Sami ich doświadczamy (ilu Polaków trzeba do wkręcenia żarówki?) i się na nie narodowo obrażamy.

Meczet w Stambule. Turcja.
Błękitny meczet w Stambule. Turcja. Źródło: materiały prasowe

Nie przeszkadza nam to zresztą by się hojnie nimi posługiwać w odniesieniu do naszych szanownych sąsiadów, i Niemców nazywać grubo ciosanymi kołkami, Czechów – tchórzami, a wszystkich za wschodnią granicą ładować do wora z napisem „zacofanie”, co wydaje się mieć podłoże autoterapeutyczne, bo pozwala nam zapomnieć o tym, że z perspektywy „kołków” i „tchórzy” sami w takim worku tkwimy.
W każdym razie funkcjonowanie stereotypów wewnątrz świata arabskiego świadczy o tym, że nie jest on tak stereotypowo jednolity, jak wydaje się Europie. Bo, o czym sami doskonale wiemy, dla Europy tereny od Maroka po Turcję to zapiaszczone nieużytki, po których przechadzają się kobiety w burkach oraz marzący o dżihadzie i zachodnich kobietach faceci w podróbkach markowych ciuchów, a tereny od Arabii Saudyjskiej po Dubaj to zapiaszczone roponośne tereny, po których przechadzają się kobiety w burkach oraz faceci wąsaci, w białych szatach i ray-banach na nosie, marzący o dżihadzie i zachodnich kobietach. Trudno będzie nam zrozumieć, co dzieje się w świecie arabskim, jeśli nie dowiemy się, co Arabowie sądzą o sobie samych.

Maroko to prawie Europa.

Żyjący na zachodnich krańcach muzułmańskiego świata Marokańczycy uchodzą wśród Arabów za „najbardziej zwesternizowanych”. Z jednej strony jest to cecha, której wielu mieszkańców Maghrebu i Lewantu im trochę zazdrości, bo choć etos wyzwolenia spod europejskiego panowania jest ważną częścią arabskiej dumy narodowej, to jednak europejskość to europejskość, i jako wartość cywilizacyjna ma swój kuszący powab. Oddziaływanie tej „europejskości” na wizerunek Marokańczyków w świecie arabskim osłabiają jednak dwie sprawy: pod względem gospodarczym Maroko nie prezentuje się w regionie najlepiej. Nie prezentuje się również specjalnie dobrze pod względem edukacyjnym: nieco wstydliwym sprawą dla mieszkańców Maroka jest fakt, że około połowa dorosłej populacji jest niepiśmienna, czego złośliwa ulica innych krajów arabskich nie omieszkuje im wytykać. Katarzyna Jarecka z Katedry Bliskiego i Dalekiego Wschodu przypomina, że Marokańczycy, z ich stylem życia zawieszonym między Europą a światem islamu, uważani są za „nie do końca Arabów”. Marokanki, tradycyjnie bardziej wyzwolone i niezależne, niż inne arabskie kobiety, narażają się (podobnie zresztą, jak kobiety Zachodu) w bigoteryjnym świecie islamu na opinię „puszczalskich”.
Ten zwesternizowany marokański kij ma bowiem dwa końce: w dość prosto kategoryzującym języku muzułmańskich tradycjonalistów westernizacja oznacza też „zepsucie”.

Dlaczego arabska konserwa uważa Marokanki za zagrożenie bezpieczeństwa publicznego?

— W tradycyjnych społeczeństwach arabskich uważa się je często wręcz za „kobiety lekkich obyczajów” — mówi Jarecka, przypominając, że władze Arabii Saudyjskiej zakazały wstępu do świętych miejsc Marokankom podróżującym bez opieki. Poza tym — Marokańczycy znają czary. Tak uważa cały świat arabski. Sarah Zaaimi, Marokanka, autorka bloga wordsforchange.wordpress.com tak pisze o stereotypowym postrzeganiu Maroka w świecie arabskim:
„Wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do 10 przypadkowo wybranych arabskich znajomych z różnych krajów, by zadać im jedno proste pytanie: co myślą o Maroku.
Przyjaciel nr 1, Egipt: Wiesz, że w Aleksandrii uwielbiamy hasz, i każdy wie, że marokański hasz jest najlepszy. Zawsze marzyłem o tym, by pojechać do Maroka i spróbować z pierwszej ręki. Ale przede wszystkim macie bardzo, bardzo piękne liberalne dziewczyny, a słowami „bardzo liberalne” w Egipcie określa się prostytutki.
Przyjaciel nr 2, Jordania: Jesteście znani z kuskusu, tancerek brzucha i macie króla, tak, jak my, ale wy całujecie go w dłoń!
Przyjaciel nr 3, Syria: Maroko jest znane z czarów, i mówi się, że macie najlepszych szejków na świecie, którzy potrafią rozwiązać każdy problem. Macie dobrych jubilerów i dużo kłopotów z biedakami z Sahary Zachodniej.
Przyjaciel nr 4, Arabia Saudyjska: Powinniście edukować swoje dziewczyny, bo wszystkie one, przykro to mówić, działają wbrew Bogu i islamowi, i wiele z nich to prostytutki. Ale jestem fanem waszych tradycyjnych ubiorów i waszych zdolności magicznych. Jak to robicie? Skąd bierzecie tę znajomość czarodziejstwa?
Przyjaciel nr 5, Palestyna: Wysłaliście nam wielu Żydów (w Izraelu mieszka wielu Żydów z Maroka — przyp. Z. S.) i szczerze mówiąc — i nie bierz tego do siebie — jesteście krajem, który wspiera syjonizm i stajecie przeciwko prawom ludzi, którzy próbują stanowić o własnym losie w Saharze Zachodniej”.

W odpowiedzi Sarah także odbijają się stereotypy:
„Jestem prostytutką […] dla taksówkarzy, którzy mnie molestują seksualnie, wiedząc, że jestem Marokanką, dla policjantów z Jordanii, którzy nie wpuścili mnie do swego kraju, bo Marokanki poniżej 35 roku życia stanowią publiczne zagrożenie […]. Obudźcie się!. Marokanki są bardziej honorowe, niż wiele innych małych manipulantek ze wschodu, które uprawiają […] seks analny, by zachować dziewictwo, bądź stosują chińskie „fałszywe dziewictwo” (Zestawy „imitujące dziewictwo” robią furorę w krajach arabskich i ich import, głównie z Chin, jest potępiany przez imamów i konserwatystów – przyp. Z. S.) i dalej mogą zgrywać dziewicę Maryję” [..]. My jesteśmy przynajmniej uczciwe […]. Dziewictwo aż po małżeństwo jest wolnym wyborem. […] nie nosimy „hiszpańskich” hidżabów, a pod nimi minispódniczek, ciasnych legginsów i pięciu kilo tapety na twarzy”.
Jeśli chodzi o „czarodziejskie umiejętności” Marokańczyków, to — pisze Sarah — „ludzie w innych krajach arabskich wiedzą więcej na temat marokańskich czarów, niż całe moje miasto”, a plotki o czarach to „pozostałości pogaństwa i żydowskiego mistycyzmu”.
Sarah pisze, że położenie geograficzne Maroka i zainteresowanie Marokańczyków sprawami europejskimi nie sprawia, że Marokańczycy przestali mieć „wspólny język i historię z Arabami”.
„Oglądamy wasze seriale, a wy jecie nasz kuskus” — pisze.

Co myślą Algierczycy o Libijczykach, Jordańczycy o Palestyńczykach, Egipcjanie o Saudyjczykach…

W komentującym saudyjskie uprzedzenia wobec Marokanek opublikowanym w „Guardianie” , Nesrine Malik opisuje stereotypy funkcjonujące w świecie islamu:
„My też mamy swoje memy: Sudańczycy są leniwi, Egipcjanie to wesołki, Libańczycy to podrywacze itd. Arabska telewizja pełna jest programów komediowych, które grubymi pociągnięciami pędzla rysują obraz różnych arabskich narodowości (w niektórych przypadkach, całkiem dosłownie, aktorzy są pomalowani na czarno, by odgrywać rolę afrykańskich Arabów”. I tak to idzie dalej:
Libijczycy na przykład, spośród których wielu nadal prowadzi nomadyczny tryb życia, w oczach uważających się za kulturowo bardziej wyrafinowanych Algierczyków uchodzą za nieokrzesanych „pastuchów”. Chodzi tu szczególnie o oczy miejskiej inteligencji takich miast jak Oran, czy inne algierskie dawne ośrodki francuskiej kultury, której tradycję do pewnego stopnia przejęli Algierczycy i którą się, nieco wbrew sobie, szczycą. Wielu Jordańczyków widzi Palestyńczyków jako „brudnych” ludzi z obozów dla uchodźców, których w Jordanii jest sporo. Ci uchodźcy z kolei odwdzięczają się Jordańczykom przypinając im łatkę „tchórzy”, którym obca jest walka z syjonizmem (w oczach wielu Arabów Izrael to okupowane terytorium Jordanii).

Jeśli chodzi o kwestie moralności, to kij da się odwrócić również na niekorzyść religijnych kategoryków: Saudyjczycy uchodzą za straszliwych bigotów. Wypoczywający w egipskich kurortach poddani króla saudyjskiego budzą czasem chichot gospodarzy, szczególnie, gdy Saudyjki w hidżabach wchodzą do hotelowych basenów. Egipcjanie, przyzwyczajeni do kontaktów z turystami z Europy, patrzą często na Saudyjczyków jak na gości ze średniowiecza. A jak wygląda postrzeganie w regionie samych Egipcjan? Poza tym, że uchodzą za „wesołków”, sąsiedzi mają ich za zadzierających nosa, z tendencją do dominowania, próbujących przewodzić światu arabskiemu
— Ma to podłoże historyczne — twierdzi dr Kacper Rękawek z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W średniowieczu na ziemiach egipskich istniały silne, ekspansywne organizmy państwowe, a i w epoce nowożytnej Egipt nigdy nie był „pełną” kolonią, teoretycznie zachował swoją państwowość podczas.
— Egipcjan uważa się może nie za „Niemców regionu”, ale ulica państw sąsiednich uważa ich za ekspansywnych, głośnych, za bardzo skoncentrowanych na sobie — mówi Rękawek.
— Z drugiej strony jednak uważa się Kair za lidera regionu, a słynny Uniwersytet Al-Azhar za „światło” i dumę świata arabskiego. A na Egipcjan, siłą rzeczy, spływa w stereotypie część tego „światła” — twierdzi.
„Światło” spływa też z piramid i całej starożytnej historii Egiptu, z której, notabene, Egipcjanie są dumni i którą się szczycą.

Ile Kartagińczyka jest w Tunezyjczyku?

Czy inne kraje arabskie, jak Egipt, również próbują nawiązywać do wielkich tradycji przedislamskich, by podkreślić swoją narodową tożsamość? Czy – na przykład – częścią tożsamości narodowej Tunezyjczyków jest „kartagińskość”?
— To za dużo powiedziane — uważa dr Rękawek — są z tego jakoś dumni, ale powszechna wiedza o Kartaginie nie jest zbyt szeroka, kartagińskie dziedzictwo traktowane jest bardziej jako atrakcja turystyczna. Egipt nawiązuje do starożytnego Egiptu bezpośrednio, także nazwą, Tunezja — nie.
W świecie arabskim jednak funkcjonuje stereotyp Tunezyjczyka, jako osoby uparcie odżegnującej się od swojej arabskości. W rzeczy samej sami Tunezyjczycy raczej są skłonni uznawać arabskość za część jedynie swojej tożsamości — na równi z berberyjską i kartagińską.

Ile w Tunezyjczyku jest Tunezyjczyka?

Granice, które wyznaczyły terytoria państw arabskich to — generalnie — granice postkolonialne. To one w dużym stopniu określiły tożsamość narodową metodą faktów dokonanych — na zasadzie: tutaj jest wytyczona przez polityczne granice Libia, Tunezja czy Algieria, więc ja jestem odpowiednio Libijczykiem, Tunezyjczykiem, Algierczykiem.
— Procesy, które doprowadziły do powstania nacjonalizmów w Europie rozpoczęły się w świecie arabskim dużo później, i obecnie te tożsamości nie są aż tak silnie rozwinięte, jak w Europie. Nacjonalizmy są inne, niż europejskie — zgadza się dr Rękawek.
— Arabowie są więc patriotami swoich krajów niejako z przyzwyczajenia do własnych organizmów politycznych. Głownie z tego powodu kibicują swoim drużynom piłkarskim, a za granicą utożsamiają się z własnym krajem.

Ile Francuza jest w Algierczyku, Włocha w Libijczyku i Hiszpana w Marokańczyku?

— Dużą rolę w kształtowaniu ich dumy narodowej wyznacza także ich stosunek do europejskich kolonialistów — uważa dr Rękawek.
I tak Algierczycy — jako dawna kolonia Francji, która zrzuciła jej panowanie w wyniku krwawej wojny – czują się z tego powodu „lepsi” od Tunezyjczyków, którym tę niepodległość Francja po prostu przyznała. „Lepiej to rozegraliśmy” – wzruszają na to ramionami Tunezyjczycy. Z Algierczykami o pozycję największych bojowników o wolność konkurują Libijczycy, którzy domagają się uznania przez świat faktu, że oni wojowali o wolność z Włochami o wiele wcześniej, niż Algierczycy zabrali się do wyzwalania spod władzy Francuzów.
Do kolonistów jednak region czuje swoistą Hassliebe. Czy była metropolia kolonialna także do jakiegoś stopnia wyznacza tożsamość narodową w krajach arabskich?
— Ulica nigdy się do takiego silnego związku z dawnym kolonialistą nie przyzna — uważa dr Rękawek.
— Ale elity tych krajów wysyłają dzieci na uniwersytety do swoich dawnych metropolii,

Libijczycy czytają włoskie gazety, Algierczycy – francuskie, Marokańczycy – hiszpańskie.

Libańczyczy uważają się za „Francję Bliskiego Wschodu” — są dumni ze swojego nowoczesnego, jak na Bliski Wschód, kraju, z jego liberalnego i w dużej mierze zachodniego stylu życia, z jego uczelni. Uważają się za kolejny kraj śródziemnomorski — kolejny, po Grecji, Hiszpanii, Włoszech. Panarabski stereotyp zresztą każe im (oraz Syryjczykom, którzy razem z Libańczykami stanowili francuskie terytorium mandatowe) zajadać się francuskimi bagietkami.
— Arabowie śmieją się, że w Libanie i Syrii ludzie jedzą bagietki nawet z chlebem – mówi Jarecka.
Jednak mimo „bagietkowego podobieństwa”, kraje te są różne, nawet, jeśli mocno powiązane politycznie. Tradycjonaliści, podobnie, jak w przypadku Maroka, określą Liban mianem zachodnich zaprzańców. Syryjczycy natomiast uważają się za ostoję arabszczyzny: szczycą się, że ich wersja arabskiego jest „najbliższa najczystszej”.

Ile Irakijczyka jest w Irakijczyku?

— Jeśli chodzi o Irak, tożsamość narodowa pojawia się wtedy, gdy jest mowa o zachodnim zagrożeniu — mówi Rękawek.
— Gdy nadciągają Amerykanie, albo gdy Irańczycy próbują manipulować w sprawach wewnętrznych. Na co dzień ważniejsza jest tożsamość szyicka, sunnicka, czy kurdyjska. Dr Kacper Rękawek zwraca uwagę na inne linie stereotypowego podziału.

Wieś kontra miasto, „ciemniejsi” kontra „jaśniejsi”

Duża różnica w mentalności dotyczy mieszkańców wsi i miast. Miasta są tradycyjne bardziej liberalne, mniej religijne — uważa.
— Wieś bywa bardzo konserwatywna.
Wielu Arabów z prowincji napływa do miast, gdzie zasilają — najczęściej — dzielnice biedoty. Z jednej strony „liberalizują się” tam do pewnego stopnia, ale i „konserwatyzują” miasto.
— To właśnie z tą konserwatywną biedotą mamy najczęściej do czynienia w krajach europejskich — twierdzi dr Rękawek — ocenianie Arabów po imigrantach europejskich przypomina ocenianie Polaków po polskich emigrantach w USA, tradycyjnie „bardziej polskich, niż Polacy”. Inną sprawą są plemiona nomadów, których wiele do tej pory funkcjonuje np. w Libii. Można ich, choć nieco to paradoksalne, porównać do znanych z kresów międzywojennej Polski „tutejszych”, którzy nie potrafili określić swojej tożsamości narodowej, pozostając wyłącznie przy tożsamości lokalnej. W przypadku nomadów trudno mówić o konkretnej tożsamości „lokalnej”, bowiem przemieszczają się z miejsca na miejsce. Tożsamość państwowa raczej jednak też ich nie dotyczy.
— W krajach muzułmańskich do pewnego stopnia funkcjonuje również rasizm — twierdzi dr Rękawek.
— Ci o jaśniejszej karnacji czują się lepsi od ciemnoskórych.
Sudańczycy z północy kraju, posługujący się językiem arabskim i wyznający islam – jednak o skórze ciemniejszej, niż np. Egipcjanie czy Marokańczycy – są często traktowani z góry w „jaśniejszych” krajach islamskich. W bogatych państwach Zatoki Perskiej pracuje wielu czarnoskórych muzułmanów z Bangladeszu, i ich traktowanie nie jest szczytem dobrych manier.

Arabska Skandynawia?

Czy uboższe kraje Maghrebu traktują kraje Zatoki — Arabia Saudyjską, Katar, ZEA podobnie, jak biedniejsza część Europy traktuje bogatszą Skandynawię?
— Nie — uważa dr Rękawek.
— Region wie, że systemy polityczne panujące w tych bogatych, roponośnych krajach nie są idealne. To Europa i jej demokracja są punktami odniesienia. Jest jednak element zazdrości i niechęci, że gdzieś tam daleko, na takim końcu świata, na dalekiej pustynnej prowincji udało się osiągnąć wysoki poziom życia — tłumaczy dr Rękawek.
— Oni myślą tak: my jesteśmy blisko Europy, blisko cywilizacji, mamy rolnictwo, przemysł, kontakty, ropę też — ale u nas wygląda to gorzej — dlaczego?

Ile Araba jest w Arabie?

A co z nacjonalizmem panarabskim, ideologią przez długi czas podnoszoną i niejednokrotnie spełniającą się w takich organizmach jak Zjednoczona Republika Arabska (1958 — 61, Egipt i Syria), Zjednoczone Państwa Arabskie (1958-61, Zjednoczona Republika Arabska i Jemen), Federacja Arabska (1958, Jordania i Irak), Federacja Republik Arabskich (1972-77, Libia, Egipt i Syria), Arabska Republika Islamska (Libia i Tunezja, umowa o utworzeniu wspólnego państwa podpisana w 1924 roku, nigdy niezrealizowana)? – Większość tych ponadpaństowych projektów panarabskich istniała w dużym stopniu na papierze, i w gruncie rzeczy udowodniła, że – mimo tego, że w stosunku do nacjonalizmów europejskich nacjonalizmy arabskie są niezbyt okrzepłe — płaszczyzna narodowa (bądź „narodowa”) jest trudna do przekroczenia.
— W każdym panarabskim zjednoczeniu, w którym brał udział Egipt wiedziano, że Kair będzie chciał grać pierwsze skrzypce — mówi dr Rękawek.
— Nawet w Al-Kaidzie rządzą Egipcjanie. A należy do niej wielu Tunezyjczyków czy Libijczyków, i oni też chcieliby ugrać coś dla siebie. Tak więc umma — wspólnota muzułmańska — istnieje w świadomości społecznej, ale kwestie narodowe, państwowe są jak najbardziej obecne w projektach ponadnarodowych.

Ile języka arabskiego jest w językach arabskich?

Arabów różni również język. Mają oni wspólną, „idealną” wersję pisaną, ale lokalne dialekty (które, notabene, nie zawsze pokrywają się z granicami państwowymi) jak twierdzą niektórzy językoznawcy, w zasadzie mogłyby być uznane za odrębne języki, różnią się bowiem od siebie tak, jak niektóre języki germańskie, słowiańskie i romańskie. I nie zawsze mieszkańcy różnych krańców świata arabskiego są w stanie się wzajemnie zrozumieć. W krajach arabskich pokutuje opinia — żartobliwa, lub nie — że mieszkańcy Północnej Afryki są w stanie zrozumieć Arabów z Bliskiego Wschodu tylko dlatego, że w państwach afrykańskich modne są libańskie telenowele. I odwrotnie — Lewantyńczycy uważają, że nie mieliby pojęcia, o czym mówią Arabowie z Afryki Północnej, gdyby nie popularne na Bliskim Wschodzie egipskie seriale.

Ziemowit Szczerek — dziennikarz portalu Interia.pl, współpracuje z „Nową Europą Wschodnią”, autor opowiadań publikowanych m.in. w „Lampie”, „Studium”, „Opowiadaniach” i E-splocie oraz współautor wydanej w 2010 r. książki pt. „Paczka radomskich”. Pisze doktorat z politologii, zajmuje się wschodem Europy i dziwactwami geopolitycznymi, historycznymi i kulturowymi. Jeździ po dziwnych miejscach i o tym pisze. Ostatnio najbardziej inspiruje go gonzo i literatura / dziennikarstwo podróżnicze.

Jedna odpowiedź do “Arabów różni wszysto. Nawet seriale tv, które oglądają”

  1. Swietny jest taki wglad w inny świat, bo to jest inny świat, inna religia. Ale nie truizmy powtarzane przez etatowych”publicystow” tylko to co mowi arabska ulica.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emoralni*