Pierwsze wrażenie jest mylące

MAREK JODKIEWICZ „Wieloprawda”

Co widzisz? W pierwszej chwili odnosimy dość jednoznaczne wrażenie… jednak po paru sekundach zaczynają pojawiać się wątpliwości.
Pierwsze wrażenie jest mylące — coś tu się nie zgadza. Wszystkie kwadraty na rysunku są przecież równej wielkości, a mimo to, nadal ulegamy wrażeniu, że linie proste nie są poziome.

Co prawda mamy świadomość, że wrażenia są efektem automatycznego — pozostającego poza naszą kontrolą — procesu interpretacyjnego informacji dostarczonych przez nasze zmysły, jednak tak długo, jak nie mamy pretekstu ich weryfikować, skłonni jesteśmy przyjmować je za oczywiste.
W tym przypadku, po namyśle spostrzegamy, że irracjonalne jest to, co widzimy.

Na rysunku wszystkie linie, sprawiające wrażenie ukośnych, są równoległe.
Skąd więc bierze się to odmienne wrażenie ich przebiegu?

Wczesne wyciąganie wniosków bywa błędem, podobnie jak uleganie pierwszym wrażeniom. Sprzeczność może okazać się tylko pozornym paradoksem, gdy znajdziemy mechanizm tłumaczący tę pełną realności iluzję. Paradoksy dostrzegamy zazwyczaj na styku różnych odniesień jakby tego samego. Równoległość jest abstraktem w stosunku do naszego naturalnego oglądu. Można nawet powiedzieć, że w zasadzie równoległości nie widzimy. To, co jest przejawem matematycznej zależności w równoległości, w naturalnym ujęciu perspektywicznego widzenia zazwyczaj wykazuje punkty zbiegów, zaś same matematyczne proste (przy poszerzonym polu widzenia) okazują się być nawet krzywymi.

Marek Jodkiewicz
Wzór ten został ułożony z kafelków na ścianie pewnej kawiarni (St Michael’s Hill, Bristol, Anglia). Został zauważony i opisany (1979) przez prof. Richarda L. Gregory i Priscillę Heard. Źródlo: Wikipedia.

Tak widzi nasze oko — tak jak obiektyw aparatu fotograficznego. Tak zwany efekt rybiego oka (uzyskany w obiektywach szerokątnych) nie jest zniekształceniem pola widzenia, to nasza naturalna koncentracja na dość wąskim polu widzenia jakby eliminuje te zniekształcenia — poza obszarem centralnym widzimy obiekty już mocno rozmazane — trudne do identyfikacji. Z całości pola widzenia uwagę skupiamy na przyległym do naszej osi patrzenia obszarze, tworząc z niego główne źródło strumienia danych. Z tego można nawet nie zdawać sobie sprawy.

Matematyczne abstrakty budujące realność wyobrażeniową weryfikowane są wyłącznie metodami matematycznymi, nigdy naocznie.  Zamieszczoną ilustrację optycznego złudzenia objaśniał w 1979 prof. Richard L. Gregory, odnosząc się do zjawiska irradiacji (promieniowania) podrażnionych światłem receptorów wzroku, które wzbudzają receptory w bliskim sąsiedztwie.

To zjawisko pokrywa się z naszym wyobrażeniem pojęcia świetlistości, która wykracza swoim obszarem poza obrys obiektu, przez co wydaje się być on większy, jakby świecił. Dlatego jedna pionowa krawędź białego kwadratu — ta otoczona z trzech stron czernią — wydaje się być dłuższa (bardziej świetlista) od przeciwległej, której końcówki stykają się białymi kwadratami. Na tej samej zasadzie biały kwadrat na czarnym tle wydaje się być większy od czarnego otoczonego kontrastującą bielą. Można jeszcze inaczej to wytłumaczyć: ta „dłuższa” biała krawędź „rozświetla” czarne piksele na swoim przedłużeniu — tak interpretuje obraz nasze oko i tego typu informację uzyskuje nasz mózg. Oczywiście, to jest kłamstwo.
Światło odgrywało i nadal odgrywa szczególną rolę w naszej orientacji przestrzennej i zostało ewolucyjnie wyróżnione poprzez szczególnego rodzaju konstrukcję naszego oka.
Produktem głębszej refleksji nad fenomenem szczególnej rangi zjawiska świetlistości w naszym postrzeganiu był okres impresjonizmu w malarstwie, daleko wyprzedzający w czasie przywołane wyżej interpretacje. Bywa, że sztuka wyprzedza naukę.

Poczucie realności

POCZUCIE REALNOŚCI i powiązana z nim interpretacja zależą czasami od dość złożonego przebiegu procesu nawarstwiających się motywacji, impulsów (…), na drodze jakby wewnętrznego uzgodnienia.

Już samo kierowanie naszą uwagą mocno ogranicza zakres tego, co postrzegamy, poczynając od selektywnego odczytu danych w polu obserwacji naszego oka. Właściwie widzimy jedynie to, na co zwracamy uwagę, a sama interpretacja uzyskanych wrażeń uwzględnia jednocześnie nasze oczekiwania, stan emocjonalny i posiadaną wiedzę. W tej sytuacji właściwie nie mamy prawa nadawać statusu obiektywnych danych wrażeniom zmysłowym, które docierają do nas już przetworzone. Nasze poczucie realności buduje rzeczywistość wyobrażeniową, powiązaną ze specyfiką naszej percepcji i przez to bywa indywidualnie zróżnicowane. Wiemy, że tłumaczenie sobie wrażeń, jak i zjawisk, może przebiegać różnymi ścieżkami kojarzeniowymi. Za każdym jednak razem szukamy tego „właściwego” (dla nas) wytłumaczenia — tej naszej małej prawdy, najczęściej nawet nie próbując sobie uświadomić ile czynników ma na to wpływ. To zaś determinuje sposób naszego myślenia.

Przykłady możliwego odbioru przywołanego wcześniej złudzenia optycznego można — w pewnym uproszczeniu — zilustrować następująco:
A. Wrażenie możemy przyjąć jako realne, gdy nie znamy właściwości relacji równoległości.
B. Mając o równoległości ogólne pojęcie możemy powiedzieć, że w przestrzeni “widzimy” równoległość domyślnie, nie posiadając jednak nigdy pewności — możemy więc się mylić. To nie podważa realności odmiennego wrażenia. Pojawia się wtedy poczucie jakby paradoksalnego dualizmu.
C. Dzięki znajomości zjawiska irradiacji, naturalny ogląd możemy klasyfikować jako złudzenie optyczne — wprowadzającą w błąd iluzję. W ten sposób wracamy do spójnego poczucia realizmu.

Warto pamiętać, że wymienione wyżej sposoby odbioru są tylko przykładami, jednymi z wielu możliwych. Różne sposoby racjonalizowania zjawisk pozwalają nam „spojrzeć” jakby z różnych stron, co jednocześnie pozwala je różnie oceniać — nadawać im zróżnicowaną rangę. Przy tym nigdy nie możemy mieć pewności, że jutro nie znajdziemy argumentów „wywracających” dotychczasowy ich obraz.

W tym kontekście można powiedzieć: JAK myślisz, TAK widzisz.
W przypadku zaś objaśnienia iluzji można powiedzieć dokładnie odwrotnie: TAK myślisz, JAK widzisz.

Jak myślisz?

Podobno wszystko ma swoją przyczynę — w domyśle — wyjaśniającą.
Można to ująć w kategorii reguł porządkujących myślenie, która ma wartość rozróżnienia następstw zdarzeń w nierozerwalnym związku PRZYCZYNY i SKUTKU.

Jest to szczególny rodzaj relacji, który pozwala postrzegać logikę ciągłości zdarzeń i wyróżniać to, co „ważne”— niosące potencjalne konsekwencje „istotnych” następstw.
To jest specyficzna logika: co do zasady, to WAGA NASTĘPSTW decyduje o WAŻNOŚCI PRZYCZYN.

Stąd można też powiedzieć, że przyczyny dostrzegamy dopiero przez pryzmat skutków. Sama zaś „istotność” skutków może wynikać wyłącznie z samego faktu, że coś przykuwa naszą uwagę, chociażby z nawyku takiego, a nie innego patrzenia. W konsekwencji możemy mieć poważny problem z oceną „ważności” bieżących zdarzeń, bo przecież nie zawsze potrafimy przewidywać ich skutki.
Tego rodzaju logika ma głównie walor różnicowania powiązań skutków z przyczynami wcześniej dokonanymi.
Szczególną rangę mają zdarzenia cykliczne — występujące powtarzalnie, z przewidywalnymi następstwami, występującymi w ściśle określonych okolicznościach. Postrzeganie tego rodzaju prawidłowości zwykliśmy nazywać doświadczeniem budującym wiedzę.

W relacji przyczyny i skutku istotny jest również wymiar rozciągłości czasowej, jakby niosącej przemiany jakościowe. W ujęciu chronologicznym zwykliśmy ten proces nazywać postępem, nadając mu bezwzględnie pozytywne znaczenie. W tym kontekście możemy mówić nawet o JAKOŚCI CZASOWEJ, podlegającej przemianom.

Rezonuje ona z odczuwalną linią emocjonalną, przez co zyskujemy przeświadczenie o jej autentyczności — odczuwamy ją jako oczywistą. Ten związek emocji z treścią określany bywa modalnością językową – to szczególnej rangi wyróżnik poznawczy. Określa ona osobisty stosunek osoby do wypowiadanych treści. Jest wpisana w zjawisko językowego przekazu, w jakby nierozerwalnym związku treści i reprezentatywnej dla tej treści emocji. Jest to ścisła relacja, jednak bez jednoznacznych wskazań na kierunkowość wzajemnego oddziaływania. Emocjonalny wydźwięk wypowiedzi jest z natury subiektywny, często w domyślnym trybie oznajmiającym i w naturalnej konsekwencji jakby bezdyskusyjny. Zwykle nie przychodzi nam na myśl możliwość podważania prawdziwości cudzych emocji.

Neurony są podstawowym elementem układu nerwowego człowieka, przekazującym informacje w postaci impulsu elektrycznego. Na zdjęciu: neuron piramidowy z kory mózgowej człowieka (barwiony metodą Golgiego). Foto i źródło: Wikipedia
Neurony przekazują informacje w mózgu za pomocą impulsów elektrycznych. Na zdjęciu: neuron piramidowy z kory mózgowej człowieka (barwiony metodą Golgiego). Foto i źródło: Wikipedia

Wypowiedzi silnie zabarwione emocjonalnie są zawsze jednokierunkowe — są tylko przekazem, nie zakładają polemiki. Treść tego rodzaju przekazów może być całkowicie podporządkowana manifestowanym emocjom. Emocje towarzyszące przekazowi określonych treści mogą wzmacniać odbiór, jak i go osłabiać. Umiejętność świadomego panowania nad nimi daje nam możliwość pośredniego nadawania rangi wydarzeniom, modyfikując w ten sposób percepcję zdarzeń. Zwykle nazywany to nastawieniem, które w określonych sytuacjach może przybierać też charakter uprzedzeń, jak i zwykłej manipulacji. Z którym akurat przypadkiem mamy do czynienia, bywa często trudne w ocenie. Dopiero w szerszym kontekście znajdziemy odpowiednie przesłanki do klasyfikacji danego przypadku.

Biorąc pod uwagę różne sytuacje, możemy stwierdzić, że mamy tu raczej do czynienia z rodzajem sprzężenia zwrotnego, gdzie klasyczne rozumienie schematu przyczyny i skutku traci walor adekwatności.

Niczym niezaburzony emocjonalny odbiór bywa też swoistym detektorem odruchowej oceny sytuacji, w pewnym sensie jest też jej skutkiem. Impuls emocjonalny może wyzwalać ewolucyjnie ukształtowane archetypiczne wzorce ludzkich zachowań. W takim ciągu zdarzeń możemy go traktować jako pośrednią przyczynę skutków w postaci naszych odruchowych reakcji. W ten sposób pojawia się już łańcuch przyczynowo-skutkowy, zakorzeniony głęboko w pierwotnych wzorcach naszych „procesów umysłowych”.
Jesteśmy uprawnieni twierdzić, że przyczyna naszych reakcji tkwi w nas samych — we wbudowanym mechanizmie wyzwalającym zespół reakcji w interakcji na określone bodźce. To tylko ewolucyjnie ukształtowany program reakcji, który został utrwalony, bo okazał się kiedyś przydatny w ewolucyjnym procesie adaptacji środowiskowej.

Jednoczas

Uświadomiony proces myślowy w kategorii przyczyny i skutku, zwłaszcza w łańcuchu zdarzeń, odzwierciedla charakter naszego MYŚLENIA LINIOWEGO, wplecionego w nasze wyobrażenia o liniowości upływającego czasu i przypisanych mu wydarzeń. To ze swej natury bardzo selektywny opis rzeczywistości, można też powiedzieć — redukcyjny.
To w zasadzie najbardziej prymitywny przypadek obrazowania dwuwymiarowego, gdzie mamy jakby wykres z odciętą wartością czasową i rzędną miary wydarzeń.

Można to traktować jako konsekwencję myślenia werbalnego — efektu cywilizacyjnie ukształtowanego języka komunikacji, dzięki któremu mamy jakby wgląd w przeszłość i możemy myśleć o przyszłości, przy tym sądzimy, że dla wszystkich czas płynie równo.
Tak przynajmniej nam się wydaje.

Na ile to jest umowne czy iluzoryczne?

Proponuję mały eksperyment o subiektywnym odczuwaniu czasu.

Rytm czasu mierzymy “wydarzeniami” — cokolwiek przez to rozumiemy. Jako ich bierny obserwator przykładamy MIARĘ do czasu trwania tych wydarzeń. Wtedy, gdy rytm wydarzeń przyspiesza, odnosimy wrażenie, że czas biegnie szybciej. Gdy zwalnia, to tak jakby czas zwalniał. Gdy zaś zmienimy “układ odniesienia”, zamieniając pasywną rolę obserwatora na aktywną — to znaczy aktywnie uczestniczącą w tworzeniu tych wydarzeń, recepcja tempa upływu czasu ulega swoistej metamorfozie, jakby odwróceniu.
Odczuwając proces starzenia dostrzegamy, że w określonym czasie możemy “wykonać” coraz mniej i to odczuwamy jak przyspieszenie czasu — czas nam ucieka, nie nadążamy za nim. Starzejąc się, codzienne czynności zajmują nam coraz więcej czasu, jakby wskazówki zegara zaczęły kręcić się szybciej, aż w końcu ostatni nasz “ruch” trwa — jakby zawieszony — w nieskończoności upływającego czasu.

Czy w konsekwencji takiego postrzegania czasu nie mamy prawa mówić o jego odczuwalnej, relatywistycznej naturze?

Jak się chwilę zastanowimy, to i termin teraźniejszości możemy uznać za dość subiektywny.

To, co wydarza się nam w danej chwili, inni mogli doświadczać dawno temu, a są tacy, którym jest to nadal obce … i tak może pozostać. Swoją przyszłość kształtujemy korzystając z gromadzonej wiedzy — cudzych doświadczeń, które miały miejsce w przeszłości. Tym samym akt poznania, lokowany w teraźniejszości, może modyfikować naszą przyszłość, ale jednocześnie też, zmieniać nasze wyobrażenia o przeszłości. Można przy tym powiedzieć, że w ten sposób przeszłość ciągle odkrywamy, podobnie jak przyszłość. Ścieżki poznania u każdego mogą przebiegać inaczej, więc poczucie teraźniejszości nie musi być takie samo.

Nie jest też trudno przywołać sytuacje, gdzie przeszłość jakby współegzystuje ze współczesnością.

Wystarczy sobie wyobrazić osoby, które żyją w cofniętej jakby w czasie, wyizolowanej mentalnie subkulturze, a przynajmniej czerpią z niej wzorce. Mogą funkcjonować obok nas, jednak bariery mentalne bywają wyjątkowo trudne do pokonania. Przywiązanie do tradycji, połączone ze strachem przez zmianami, można postrzegać jak swego rodzaju zatrzymanie w czasie. Poczucie współczesności takich osób, a nawet całych społeczności, utożsamiane jest ze sposobem myślenia zagnieżdżonym w — często odległej — przeszłości. Silne przywiązanie do przeszłości posiada moc budowania silnego poczucia realności.
Z drugiej strony nie brak też takich, którzy „daleko wybiegają w przyszłość”, „wyprzedając czas”. Traktujemy te wyrażenia jako dość zgrabne metafory, podobnie jak określenie „żyć przeszłością”, zazwyczaj nie zastanawiając się głębiej nad konsekwencjami trudności ze wspólnym uzgodnieniem tego, co uważamy za teraźniejszość.
Silne powiązania tożsamości z przeszłością, jak i osadzone we współczesnym czasie zapatrzenie w przyszłość, mają miejsce jakby w JEDNOCZASIE.

Piętno subkulturowości

Język naturalny ma swoje ograniczenia. Jego liniowość idealnie nadaje się do odtwarzania, jak i tworzenia procedur/opisów w symbolicznym zapisie, jednak tylko w zakresie symboli jednoznacznie rozumianych w ramach określonej wspólnoty. To wystarcza do tworzenia upowszechnianej i utrwalanej wiedzy. Gdy wykonywanie procedur spełnia nasze oczekiwania… traktowana bywa na prawach algorytmu, który wystarczy krok po kroku odtwarzać, nawet bez konieczności jego rozumienia. To często zupełnie wystarcza do sprawnego funkcjonowania — wypełniania określonych ról.

Funkcjonując w trybach procedur możemy nawet ulegać wrażeniu, że myślimy.

Język symboli jest potencjalnym nośnikiem wiedzy — o ile rozumiemy jego właściwe odniesienia i potrafimy posługiwać się analogiami. Od jego złożoności i wewnętrznych powiązań znaczeniowych zależy nośność i jakość przekazu.
Analogie prowadzą do symboli abstrakcyjnych, pozwalając tworzyć kategorie i podkreślać różne cechy — stąd możemy mówić o metaforycznej jego naturze. I tu otwiera się pole do językowej kreatywności, która w konsekwencji mocno zawęża komunikatywność.

Z drugiej strony, przy zawężeniu źródeł swojej wiedzy wyłącznie do określonego środowiskowego przekazu, zdajemy się na z góry określone pakiety „wiedzy”, opartej na charakterystycznych ścieżkach kojarzeniowych, ujmowanych w formę SUBKULTUROWYCH KALK MYŚLOWYCH — do powielania. Zazwyczaj tworzy to w miarę spójną całość, niezależnie od stopnia jej złożoności.

Identyfikacja subkultur może pokrywać się z identyfikacją terytorialną, ale absolutnie nie musi. Jej podstawowa cecha to przede wszystkim wspólnota myślenia — wspólnota przyjętych dogmatów czy paradygmatów, leżących u jego podstaw, jak i często powiązanych z nimi wierzeń. Każda wiedza subkulturowa, oparta na określonych wzorcach „myślenia”, sprzyja standaryzacji, budując jednocześnie określony porządek. W ramach tej kategorii „wiedzy” funkcjonują również proste kalki interpretacyjne.

Gdy pytasz która interpretacją jest właściwa, może to oznaczać, że nie rozumiesz istoty interpretacji.

Zauważ, że… jeżeli Twój punkt widzenia jest sprecyzowany… to i ogląd jest dość jednoznaczny, a wtedy interpretacja narzuca się sama.
Nie ma przecież interpretacji złej czy dobrej, jak nie ma dobrego i złego punktu widzenia … chyba, że swój punkt widzenia uważasz za najważniejszy — wtedy jednak nie zadasz takiego pytania.
„Właściwe interpretacje”, zgodne z określonym sposobem myślenia utrzymanym w reżimie zdefiniowanych wartości, występują wyłącznie w wyodrębnionych subkulturach. Wtedy jednak zapożyczona przez ciebie „właściwa interpretacja” traci walor indywidualnej.

Odnosząc się do szeroko rozumianej tzw. „kultury masowej” warto zauważyć, że wspólnota ogólnych reguł, jak i podstawowych pojęć, we wszystkich językach naturalnych  przez swoją powszechność  stwarza iluzję zgodności opisu werbalnego z „rzeczywistością”.

Intersubiektywizm ma moc uwodzicielską. W konsekwencji myślenie werbalne pojawia się jako naturalny sposób odzwierciedlania „rzeczywistości” w formie ekwiwalentnej (myślowej) reprezentacji. Na tym polega fenomen zjawiska kultury we wszystkich jej subkulturowych odmianach.

Na styku jednak mocno zróżnicowanych subkultur, zwłaszcza w zakresie fundamentalnych wartości zakorzenionych w wierze, w dodatku podpartych wielowiekową tradycją, dostrzec możemy umowność takich klasyfikacji jakościowych jak ISTOTNOŚĆ / WAŻNOŚĆ, budujących odmienne systemy wartości, przez pryzmat których tworzony jest inny PORZĄDEK postrzegania rzeczywistości i inny też jej OBRAZ.

Przyjęty „na wiarę” i w takiej postaci wbudowany w tożsamość, w zgodzie z „uświęconą tradycją”,  musi rodzić brak tolerancji wobec wszelkich przejawów odmienności subkulturowej.
Tolerancja może osłabiać wiarę w nienaruszalność tak ukształtowanej tożsamości. WIARA nie znosi konkurencji i konfrontacji, gdy nie wypływa z głębokich wewnętrznych przekonań. W przypadkach „WIARY na wiarę” tak zwane „przekonania” często budowane są w oparciu o przesłanki wynikające z samej WIARY i przez to bywają chwiejne.
Stąd wszelkie przejawy tolerancji subkulturowej mogą być odbierana jako potencjalne zagrożenie.

To, co na pewnym etapie subkulturowej ewolucji jest skutecznym spoiwem, na poziomie procesów tak zwanej „integracji kulturowej” przysparza poważnych problemów. Można to nazwać PIĘTNEM SUBKULTUROWOŚCI.

Dopiero dystans do tradycyjnych schematów myślenia, wynikający z krytycznego myślenia, dopuszczający alternatywne rozwiązania, budując POCZUCIE WŁASNEJ PODMIOTOWOŚCI, wyzwala naturalną tolerancję wobec odmienności.

Dystans nie jest tożsamy z odrzuceniem tego, co było. Najczęściej jest formą adaptacji na nowych warunkach.

Prawda kontekstu

Można o prawdzie krótko i zabawnie — jak uczynił to J. Tischner. Można też inaczej.
Poczucie realności możemy identyfikować z prawdą kontekstu — rodzajem oczywistości o dość spójnej wewnętrznej strukturze wzajemnych odniesień — tak, jakby posiadała wewnętrzną logikę.
Można to próbować zrozumieć i na swój sposób racjonalizować. Nie zawsze jednak jest to nam potrzebne.

Nie jest przypadkiem, że w sztuce mówimy o kompozycji, konwencji, stylistyce — stylu, szczególnie ceniąc „styl własny”. W każdym wymienionym odniesieniu chodzi o wewnętrzną spójność formy przekazu — formalną przejrzystość, konsekwentną stabilność w odniesieniu do formy, co zazwyczaj sprzyja czytelności treści przekazu. Sztuka to rodzaj kreacji, która uwodzi nas — jakby wypreparowanym z rzeczywistości — poczuciem realizmu. To, co realne, zwykle kojarzymy z tym, co stabilne… a przynajmniej wykazujące ciągłość powiązań przemian w czasie i przestrzeni.

Już ponad czterdzieści lat temu Jan Świdziński podjął próbę interpretacji poczucia realizmu prawdy kontekstu — na poziomie samego aktu artystycznej kreacji — definiując termin sztuki kontekstualnej. Kontekstualizm Świdzińskiego jest specyficzny dla twórców sztuki performance — w pełni skoncentrowanych na interakcjach, budujących zmienne w czasie relacje, gdzie płynne „tu i teraz” staje się nieuchwytne, jednak odbierane może być jako rzeczywiste.
To rodzaj manifestacji realizmu subiektywnych wrażeń, odczuć, którym towarzyszą równie migotliwe stany skojarzeń.
Z tej perspektywy można nawet twierdzić, że (cyt. za swidzinski.art.pl; Swidziński J. „12 punktów sztuki kontekstualnej”)

(…) Sztuka kontekstualna przeciwstawia się wieloznaczności i przeciwstawia się relatywizmowi (…), gdyż jedno i tylko jedno wyrażenie jest prawdziwym w określonym kontekście pragmatycznym. Takie wyrażenie jest wyrażeniem z asercją. (…)

Jan Świdziński i Andrzej Jórczak (w głębi po lewej) na otwarciu wystawy Leszka Brogowskiego "Przygotowanie do iconologii" w dniu 18.03.1980. Fot. Archiwum Malej Galerii.
Jan Świdziński i Andrzej Jórczak (w głębi po lewej) na otwarciu wystawy Leszka Brogowskiego „Przygotowanie do iconologii” w dniu 18.03.1980. Foto: archiwum Malej Galerii.

Tak właśnie twierdził autor w swoim ideologicznym manifeście. W kontekście użytego uzasadnienia twierdzenie zyskuje swoisty sens. Można to rozumieć jako rodzaj jego prawdy wewnętrznej, obudowanej zawężonym znaczeniem relatywizmu, z uzasadnionym odwołaniem do pragmatyzmu (= jego doświadczenia). Autor ucieka w asertywność, przyznając sobie prawo do uznaniowej oceny. Nie znaczy to jednak, że jego wybór musimy podzielać. Mamy prawo twierdzić co innego, dystansując się do tego rodzaju egocentrycznego pragmatyzmu.
Sztuka kontekstualna może być oceniana jako wieloznaczna, chociażby ze względu na zróżnicowany subiektywny jej odbiór. Ocena tworzonej sytuacji u widza nie musi pokrywać się z oceną kreatora — inicjatora interaktywnych sytuacji. Może być też odmienna u różnych obserwatorów kreowanych wydarzeń. Złożoność interaktywna tak budowanych sytuacji rośnie.
Relatywizm nie wyróżnia tego, co zakreślone jest horyzontem indywidualnego doświadczania, w konkretnym — ulegającym ciągłym przemianom — kontekście. Możemy obserwować to samo, a odbierać to odmiennie.

Teoretycznie pojęcie relatywizmu ma dość jednoznaczną definicję, potocznie jednak często jest rozumiane jako brak stałości odniesień, w konsekwencji identyfikowanych jako zagrożenie dla stałości jakichkolwiek wartości i budzące lęk oraz sprzeciw. Traktowane w ten sposób, kojarzone jest z ideologiczną anarchizacją, zagrażającą zastanemu porządkowi. Stąd często ma znaczenie pejoratywne.

Do takiego rozumienia relatywizmu odniósł się Jan Świdziński w swoim ideologicznym manifeście, broniąc — a przynajmniej tak mu się wydawało — autentyczności przeżyć i reakcji. Autor kładzie nacisk na adekwatność zachowań i towarzyszących im przeżyć zależnych od kontekstu. Na to właśnie zwraca uwagę sztuka kontekstualna.

Dystansując się od subiektywnych twierdzeń autora, można powiedzieć, że mamy tu do czynienia z obserwowaną zmiennością odniesień, budujących ciągle odmienną optykę rzeczywistości i zachodzących w niej relacji, gdzie zaciera się granica między własną podmiotowością i przedmiotowością. Będąc obserwatorem tak budowanej rzeczywistości, jednocześnie jesteśmy jej integralnym elementem — przynajmniej w wymiarze psychicznym, tyle że każdy z uczestników ma prawo do własnej ekspresji i własnych ocen, o czym autor zdaje się zapominać.
Tak ma prawo się dziać w jednym czasie i miejscu i każdy może odwoływać się do swojej MAŁEJ PRAWDY.

Tego typu obserwacje mają fundamentalne znaczenie w rozważaniach o zmienności relacji w zmieniającym się kontekście. Doświadczana zmienność relacji dostarcza odmiennych przeżyć i pozwala z przekonaniem (WIARĄ) traktować je jako autentyczne (PRAWDZIWE).

Relatywizm nie kwestionuje autentyczności żadnych prawd, zwraca jedynie uwagę, że są ściśle powiązane z szerszym kontekstem. Zmieniając kontekst, zmieniamy relacje i poczucie realności odbioru rzeczywistości. W tym znaczeniu relatywizm jest tylko uogólnioną refleksją nad zmiennością prawd kontekstu.

Aspekty

W ramach kontekstu zjawisk, pojmowanych w kategoriach złożonych, wzajemnych oddziaływań, różne aspekty ich interpretacji pojawiają się jako alternatywne, uporządkowane wewnętrznie metody ich rozumienia. Obrazowanie jednoaspektowe, mimo dużych walorów praktycznych, dawno utraciło moc rozstrzygającą „poznania ostatecznego” natury zjawisk. Można je traktować jako myślowe, redukcyjne korelaty, opisujące odseparowane cechy — właściwości i rządzące nimi reguły. W tych kategoriach możemy klasyfikować wyodrębnione w nauce specjalizacje. Marzenia o „poznaniu ostatecznym” (= teorii wszystkiego) skłaniają od lat do myślenia o charakterze integracyjnym — interdyscyplinarnym. To się nawet częściowo udaje. Podejmowane próby w tym kierunku budzą jednak zastrzeżenia wśród zwolenników klasycznie pojmowanej nauki, czego efektem są częste zarzuty o naruszanie zasad metody naukowej i należy przyznać, że w wielu przypadkach są całkiem uzasadnione. W konsekwencji, daleko idące dociekania często nie wykraczają poza hipotezy i koncepcje.
Z ich zrozumieniem jednak bywa różnie. Wielość równolegle funkcjonujących interpretacji, daleko wykraczających poza naukowe doświadczenia i przez to często trudne do weryfikacji, wprowadza zamęt, zwłaszcza u osób oczekujących jednoznaczności.
A może jednoznaczność osiągalna jest jedynie w jednoaspektowym (= redukcyjnym) ujęciu, które jest jednocześnie naturalnym ograniczeniem naszego poznania i czyni nas bezradnymi w kontakcie ze zjawiskami złożonymi, zwłaszcza takimi, którym już w założeniu nadaje się status wielowymiarowych.
Może powinniśmy przyjąć, że w przypadku teorii kwantów równoległość występowania kilku interpretacji tylko uwiarygodnia realność istnienia obserwowanych zjawisk. Różne opisy mogą wynikać przecież z różnych punktów widzenia prezentowanych przez interpretatorów. Opisywanym zjawiskom można nadać wtedy status bytu niezależnego od konstruktów naszego umysłu. Przecież próby uzgodnienia jednej „właściwej interpretacji” można uważać za piętno myślenia subkulturowego.

Podparcie znajdziemy w odwiecznym dylemacie: tak jest, czy tylko myślisz, że tak jest?
Dylemat ten jakby rozmywa się, gdy zjawiska jednocześnie znajdują różne, jakby równoprawne opisy, tyle że z odmiennych punktów widzenia.

Taki stan rzeczy przy okazji też uzmysławia, że istota rozumienia NOWEGO ograniczona jest możliwościami budowania adekwatnych analogii do wzorców odniesień relacji wcześniej poznanych.

Faktem zaś jest, że na tym etapie rozważań pojawia się problem nieprzekraczalnej bariery — bariery złożoności narzędzi użytych do badania zjawisk o określonym stopniu złożoności.
Język, jak i stosowane procedury myślenia, to nasze codzienne narzędzia analiz.
Gdy nie przystają do złożoności zjawisk, mamy małe szanse coś z tego zrozumieć.

Problem ze złożonością?

W przypadku problemów ze złożonością, pouczające może się okazać sięgnięcie do teorii chaosu.

Można w niej dostrzec pewną ciekawą analogię.
Dynamiczne modele chaotyczne w swoich opisach nasuwają wyraźne skojarzenia z charakterem zachowań ludzkich — częściowo są przewidywalne (deterministyczne), można dopatrzeć się cykliczności zachowań, z wyraźnym trendem dążeń (posiadają atraktory) — odpowiednik celowości działań; chwilami są nieprzewidywalne w swoich zachowaniach (chaotyczne); obserwowana cykliczność zachowań nie jest też do końca pełna. Można w tych modelach mówić o pewnej szczególnej roli uwarunkowań początkowych (u człowieka: geny, wychowanie we wczesnym okresie rozwojowym), które w późniejszym okresie ulegają jakby wzmocnieniu, rozwinięciu (w teorii chaosu: symboliczny efekt motyla).

W interpretacjach teorii chaosu pojawiają się metafory szczególnej wrażliwości na bezenergetyczny przekaz informacji, jakby duchowej strony nieprzewidywalnych, ukrytych przyczyn — w klasycznym ujęciu: metafizycznych determinant. W miarę ewolucji układu, ekspotencjalnie wzrasta czas potrzebny na obliczenia w ramach jego modelu (źródło: Jacek Poznański SI „Filozoficzne aspekty teorii chaosu”), co można rozumieć jako wzrost jego złożoności — jakby dojrzałości, wyznaczający naturalną barierę dla technicznych możliwości prowadzenia dalszych symulacji obliczeniowych.

Na szczęście myślenie werbalne nie jest jedynym źródłem naszej wiedzy ani jedynym narzędziem jej pozyskiwania.
Ewolucja wyposażyła nas też w inne metody dociekania PRAWDY / PRAWD lub — jak kto woli — WIELOPRAWDY.

Wiemy już, że patrząc na to samo możemy widzieć całkiem coś innego, zupełnie jak w iluzji. Czym więc nasze poczucie realności różni się od iluzji? Intersubiektywność w obu przypadkach bywa duża.
Wiemy też, że jakiekolwiek próby tłumaczenia czegokolwiek mają zawsze charakter naprowadzania — zgodnie z intencją autora — na ścieżki odpowiednich skojarzeń. Gdy brakuje nam analogicznych odniesień, możemy mieć problem ze zrozumieniem.
Stąd komunikatywność nigdy nie jest pełna, a czasami wręcz jest niemożliwa.
Wiemy także, że — przy dużej złożoności zagadnień — język naturalny nie może konkurować z różnymi formami wielowymiarowego obrazowania, modelowania, jak ma to miejsce w sztuce i nauce.

Zdarza się mówić o procesie mapowania, kreującego coś na kształt obrazu, wiążącego różne przemyślenia w całość, gdzie obszary domyślne są jakby interpolowane. To jednak jest już przejaw myślenia integrującego, w którym szczególne miejsce zajmuje intuicja. Wykracza przez to poza obszar powszechnie zdefiniowanych pojęć językowych.

Można mówić o myśleniu w kategoriach językowych (= myśleniu werbalnym), to jednak — jak widać — zdecydowanie nie wyczerpuje możliwości.

Steven Pinker (Diagnoza geniuszu, 2011) ujął to tak:
(…) nie myślimy wyłącznie używając języka. Istotnie sam Einstein mówił, że gdy myśli, łączy obrazy i odczucia. Jednak po przeprowadzeniu wszelkich mentalnych symulacji musiał on poszukiwać słów i symboli, żeby przekazać swoje wnioski innym.

Darryl Reanney (Śmierć wieczności. Przyszłość ludzkiego umysłu, 1993) ujął to jeszcze inaczej:
W toku ewolucji wzrastała zdolność postrzegania prawidłowości wśród chaosu wrażeń napływających do mózgu. Poznanie tego typu jest bezpośrednie i spontaniczne. Gdy reagujemy silnie na fragment melodii, być może postrzegamy tę samą harmonię, co w budowie chemicznej cząstki, w rozmieszczeniu płatków w koronie kwiatu, a także atomów w krysztale. Ważne jest to, że wiedzę tę zdobywa się bez słów (…)

Marek Jodkiewicz 2018-04-02

Marek Jodkiewicz — architekt IARP. Doświadczenia zawodowe w zakresie obiektów zabytkowych i architektury współczesnej. W przeszłości dwie pierwsze nagrody w konkursach krajowych, w tym jedna zespołowa. W ostatnich latach nagroda główna w konkursie realizacyjnym SARP na szczeblu wojewódzkim “Architektura z Energią” (2013) dla budynku jednorodzinnego o parametrach tzw. „domu pasywnego”. W 2017 publikacja tekstu “O Muzeum II Wojny inaczej” w witrynie Stefana Bratkowskiego Studio Opinii. Prezentowany obecnie tekst “Wieloprawdy” to dla autora propozycja gry w wyobraźnię — rodzaj zabawy w wielość możliwych odniesień.

2 odpowiedzi na “Pierwsze wrażenie jest mylące”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emoralni*