Poezja. Filozofia. Krytyka literacka. Sukcesy literackie. Intuicja i akademicki balast. Wolność. Swoboda ekspresji. Mediumiczna konieczność uwalniania wewnętrznego głosu. Karol Maliszewski — poeta, prozaik, literaturoznawca, doktor habilitowany. Jeden z najważniejszych polskich krytyków literackich. Zapraszamy do lektury wywiadu o świecie, gdzie poezja i literatura ma jeszcze znaczenie.
[Na zdjęciach: Karol Maliszewski żródło: archiwum prywatne]
Portal Emoralni: Jak to się stało, że zostałeś humanistą, poetą, filozofem. To był przypadek czy świadomy wybór życiowy?
Karol Maliszewski: Bardzo trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Czy nie jest tak, że niektóre przypadki bywają jakoś wybrane? Dzieciak w podstawówce dobrze czyta i opowiada, a bardzo słabo rozwiązuje matematyczne słupki. Czy to wybór czy przypadek? Dzieciaka kierują potem do klasy humanistycznej, niechaj dalej czyta i opowiada. I tak to idzie.
Nagle zdajesz sobie sprawę, że studiujesz polonistykę, piszesz wiersze, zaczynasz publikować.
Potem rzucasz polonistykę, wybierasz filozofię, dalej piszesz wiersze. Jeszcze więcej czytasz. A gdy tak czytasz, to już wiesz, że z odpowiedzią na pytanie o to, kim się zostało, będzie spory kłopot.
Kiedy ten dzieciak zdaje sobie sprawę, że ma talent, wrażliwość, lekkie pióro? Ktoś mu to mówi czy sam to odkrywa?
O wrażliwości wiele mu mówi matka. Talenty odkrywają w szkołach, zachęcają i wciągają do tego, co literackie, teatralne, dziennikarskie. Szkolna gazetka, kabaret, olimpiada polonistyczna i tak dalej. Już w pierwszej klasie ogólniaka wpadłem w ręce profesora Antoniego Mackiewicza, który intelektualnie wyrastał ponad noworudzkie opłotki i wprowadzał nowatorskie metody nauczania. Obok zeszytu przedmiotowego każdy uczeń miał diariusz, a w nim pisał, co chciał, hulaj dusza, piekła nie ma. No to hulałem. I tak profesor przypadkiem odkrył jakieś pierwociny talentu i zaczął je podsycać. Wszystko, co w tej dziedzinie stworzyłem, w pewien sposób Jemu zawdzięczam.
Pamiętasz swoją pierwszą poważną publikację w prasie? Jakie to było uczucie?
Ach, to było wielkie przeżycie. Uczeń drugiej klasy ogólniaka widzi swoje nazwisko w druku, wierszyk w „Radarze”. Potem był „Miesięcznik Literacki, akceptacja Andrzeja Lama. I kilka wierszy zaakceptowanych przez Tadeusza Nowaka, a więc „Tygodnik Kulturalny”.
Tam też drukowałem jako licealista recenzje teatralne w ramach stałego konkursu dla młodzieży z prowincji opisującej swoje wrażenia ze spektakli teatru telewizji. Uwieńczeniem tych wczesnych lat stała się duża, poważna publikacja w „Odrze” u Urszuli Kozioł.
Koleżanki z klasy musiały być pod wrażeniem [śmiech]. Czy w tamtych czasach istniało coś takiego jak „sława” i „popularność”? Jak wtedy traktowano kogoś, kto publikuje swoje wiersze i odnosi sukcesy literackie?
Na dziewczynach robiły wtedy wrażenie zupełnie inne “ciacha”. Zresztą nadal tak jest. Nie poderwiesz na wiersz czy tomik. Ja w sumie nie wiem, jak się traktuje kogoś, kto odniósł literacki sukces. Raczej coś takiego nie było mi dane. Drukowałem od czasu do czasu tu i tam, chodząc przy tym do rożnych prac. Moim sukcesem jest to, że przez kilkadziesiąt lat przetrwałem w tym środowisku, stopniowo zyskując jakieś znaczenie. Ale i to jako krytyk literacki. Moje dokonania poetyckie i prozatorskie są, delikatnie mówiąc, zbywane.
Porozmawiajmy przez chwilę o krytyce literackiej, bo jest coś, co nie daje mi spokoju od lat. Nie umiem sobie wyobrazić w jaki sposób dokonuje się ocena i wartościowanie utworu poetyckiego. Poezja to materia metafizyczna, więc w jaki sposób określasz jej wartość? Co decyduje o tym, że jeden autor jest wybitny, a drugi przeciętny? Jak mierzyć coś, co nie ma wymiarów czyli sztukę? Nie wiem czy w dzisiejszych czasach ciągle tak jest, ale przed rewolucją cyfrową autorytety literackie cieszyły się szacunkiem — wpływowi krytycy potrafili wprowadzić do obiegu nowe nazwisko i je wypromować. Tak było z Markiem Hłasko, który miał swojego protektora w osobie Igora Newerlego. A dzisiaj? Jak promuje się poetów? Jak pisze się recenzje tomików poetyckich?
Do krytyki przyszedłem z poezji. I chyba nigdy mnie ten poetycki, osobisty punkt widzenia nie opuści. Jako poeta piszę o poecie (poetce), każdy wiersz biorę do siebie, przez siebie przepuszczam. Porusza albo nie porusza, prosta sprawa. Subiektywne to moje krytycznoliterackie pisanie, nic na to nie poradzę. Szukam czegoś, co mnie na nowo otwiera, co dla mnie jakoś brzmi, co odkrywa mnie dla siebie, co przełamuje bądź ryzykuje. A może przy okazji inni się załapią, jacyś duchowi pobratymcy. Po latach dodałem do tego oczytanie, wiedzę, wytrwałe studia. Ale nawet ten akademicki balast nie zdusił pierwotnej intuicji. Nią się posługuję czytając tomik, jej zawierzam. Ona mi podpowiada, czy to jest odkrywcze, intrygujące, pomysłowe. O takich rzeczach piszę, gdy czuję z nimi więź. Inne pomijam.
Czym kieruje się autor rozpoczynający twórczość literacką? Czego jest więcej — potrzeby wyrażenia emocji, zrealizowania talentu czy budowania pozycji w mediach i środowisku? Mit wielkiego artysty otoczonego splendorem jest ciągle bardzo silny. Poeci chcą wykrzyczeć duszę czy błyszczeć?
Niektórzy mówią o jedynej wolności, o swobodzie ekspresji albo też o musie wyrzucenia czegoś z siebie, o mediumicznej konieczności uwalniania jakiegoś wewnętrznego głosu. Inni uprawiają psychoterapię. Jeszcze inni spełniają się w rzemiośle, są imitatorami, świetnie się czują, naśladując różne wątki poetyckiej tradycji. Mało który czy która chce błyszczeć. To nie są czasy błyszczących poetów. Żyjemy w niszy, która interesuje nielicznych. Ostatnio ważne jest zaangażowanie – mimo poczucia niszowości poetki i poeci chcą zmienić zmierzający do upadku świat, interweniować, wpływać na system, nadwerężać jak tylko się da niesprawiedliwą i anachroniczną strukturą społeczną.
Czy artyści, poeci powinni siać zamęt, robić ferment? Buntować się przeciwko autorytaryzmom? Walczyć słowem o wolność. Angażować się politycznie jak ludzie z Beat Generation w USA.
Artyści niczego nie muszą. Raczej mogą to czy tamto. Samym swoim kłopotliwym istnieniem sieją – jak to określiłeś – zamęt. Artysta zawsze był i będzie dla mieszczańskiego społeczeństwa prowokacją, a nieraz wręcz zniewagą. Żyje inaczej, myśli inaczej, zachowuje się inaczej niż stado, to jest już podejrzane. Nawet gdy używa wspólnego języka, to na swoich warunkach. Zmusza do wysiłku, refleksji, a wszelkie oczywistości w świetle jego wrażliwości i wyobraźni orbitują gdzie blisko stanu podejrzenia. Świat, układ społeczny i język, przyklepujący to wszystko dla ułatwienia życia, muszą się mieć na baczności.
Nie należy podziwiać za odwagę artystów zaangażowanych politycznie? Banksy. Ai Weiwei. Rudolf Baranik. Lisa Barnard. Maurice Becker. Robin Bell. Joseph Beuys i inni, mniej znani.
Nie chcę nikomu narzucać, kogo ma podziwiać i za co. Mam wielki szacunek dla artystów, którzy kładą na szalę własną wolność i wygodę, angażując się swoją twórczością w ryzykowną kontestację doraźną, społeczno-polityczną. Uważam, że w sztuce odbywa się często kontestacja mniej oczywista, bardziej światopoglądowa czy filozoficzna, i być może ona ma największe znaczenie.

Wracając na własne podwórko: w swojej poezji nie staram się być bezpośrednio zaangażowany, co nie znaczy, że bujam w obłokach. Dzisiaj się tak nie da, każda wypowiedź poetycka jest społecznie umocowana. Gdy chcę uderzyć w bezpośrednie tony, zawsze mam w pamięci Brechta, Broniewskiego albo poetów Nowej Fali, myślę, że to są dobre wzorce.
Jak rewolucja cyfrowa — digitalizacja mediów i życia społecznego — wpłynęła na Twoją twórczość poetycką? Zgodzisz się z tym, że w „czasach papieru” poeci pisali „pod krytyków”, a obecnie muszą pisać „pod publiczność”?
To nie takie proste. Nie wiem pod kogo pisałem kiedyś, a pod kogo dzisiaj. Zawsze pisałem, żeby zaspokoić jakiś wewnętrzny głód, uciszyć niepokój. Kwestia odbioru jest sprawą drugorzędną. Ale pewnie, że miło przeczytać jakąś inteligentną wypowiedź o tym, co się robi. Człowiek chce być zrozumiany. Kiedyś na ten odbiór (i opinię) czekało się tygodniami i miesiącami, teraz w Internecie z minuty na minutę już masz sygnał na temat tego, co zamieściłeś. Sygnał często niezdarny i mało fachowy, ale jednak jakiś człowiek kieruje w twoją stronę swoją energię i uwagę.
Dlaczego kwestia odbioru jest sprawą drugorzędną? Pisząc utwór poetycki nie zastanawiasz się nad jego warstwą techniczną? Nad tym jak jest skonstruowany i czy jest dziełem doskonałym pod każdym względem. Jest to moim zdaniem bardzo ważne, zwłaszcza gdy wysyła się wiersze na konkursy poetyckie. Jest druga strona medalu czyli słynne „pisanie do szuflady”, ale czy pisanie dla siebie różni się aż tak bardzo od pisania dla wydawcy? Nie sądzę.
Ocena innych liczy się, i to bardzo. Chodzi mi o to, że jest czymś wtórnym. Piszę, nie myśląc o niej. Najpierw jest pierwotny impuls wypowiedzenia, a potem refleksja – o, to będzie ktoś czytał. A forma, czyli kształt zapisu, już współdziała z wypowiedzeniem, z pierwotnym impulsem. To nie jest tak, że ona przychodzi później wraz z refleksją, że to musi jakoś wyglądać, bo ktoś będzie czytał. Ona staje się, już wyglądając. Potem tylko kosmetyczne poprawki.
A propos konkursów poetyckich, literackich. Są ważne i potrzebne dla twórców? Czy to raczej forma promocji organizatorów np. urzędów miast czy innych instytucji. Brałeś udział w konkursach poetyckich?
Brałem udział w konkursach. Mimo wszystko człowiek szuka potwierdzenia wartości tego, co pisze. Twój tekst wyszedł z szuflady, wyszedł z siebie i stanął obok. Stanął jako czytelny, interesujący dla kogoś jeszcze. O tym mówią publikacje, ale również wyróżnienia i nagrody w konkursach. Często z takimi konkursami związane są warsztaty, spotkania, rozmowy. Odbywa się samokształcenie przyszłego poety. Jednak kiedy zaczęto mnie zapraszać do jury takich konkursów, natychmiast przestałem wysyłać. Zrozumiałem, że zdałem do następnej klasy i że trzeba zrobić miejsce dla młodych.
Wierzysz w moc poezji i słowa pisanego? W latach 60. Truman Capote mówił, że właściwie nie ma szans, żeby pisarz zaistniał na pierwszych stronach gazet czy w telewizji dzięki temu co tworzy. Pisarze mają i tak lepiej niż poeci, bo powieści osiągają większe nakłady. Na czym polega moc poezji, jeśli rzeczywiście istnieje.
Moc, mocarność, mocarz… Nie, poeta to dzisiaj ciułacz skojarzeń, poruszeń, zaiskrzeń. Robi swoje w dość już wąskich granicach. Czytelnik nie oczekuje od niego mocy, a raczej zaskoczenia, inteligentnego zastopowania zalewającego go banału. Poezja pełni rolę laboratorium nastroju, myśli, wyobrażenia. Laboratorium paradoksalnie użytego języka. Potem czerpie z tego wielu. Także prozaicy.
Nie oczekuję zaiskrzeń tylko błyskawic i huraganów zaciśniętych w słowną pięść. Nie infantylizm tylko wiwisekcja. Nie skojarzenia tylko brawurowe obezwładnienie prawdą. Nie laboratorium nastroju tylko seria z karabinu maszynowego porównań — tak niesłychanych i odkrywczych, że odbiorca ląduje na oddziale psychiatrycznym w ciężkim szoku poznawczym. Poezja to nie zabawa dla gimnazjalistek, akademików i filologów po godzinach, wędrujących po krakowskich błoniach w niemodnym garniturze. Poezja współczesna, to broń atomowa służąca do eksterminacji banału i pseudointelektualnych frazesów.
Pewnie jakaś grupa czytelników ma podobne, jak Ty, karabinowe i bombowe oczekiwania. Szanuję te potrzeby, ale niestety nie nadaję się do ich spełniania. Realizuję się w innych rejestrach języka. W poezji tak naprawdę nie wiadomo, co wybucha i kiedy. Ona ma swoje dosć zaskakujące działanie.
Proszę powiedzieć czy w naszym kraju istnieją tzw. środowiska, salony literackie? A jeśli tak, to gdzie one są. Jak się nazywają. Dla młodego czytelnika i twórcy, to będzie wartościowa informacja. Który salon jest najbardziej opiniotwórczy? Nike Agory? Wrocławski Silesius? Krakowski Festiwal Conrada? A może coś zupełnie innego?
Nie wiem, czy pojęcie „salonu” ma dzisiaj jakiekolwiek zastosowanie. Środowisko literackie jest tak bardzo podzielone, że o jakimś spajającym je centrum chyba mówić nie można. Jeden z podziałów przebiega między poezją a prozą. Ta pierwsza egzystuje w niszy, z trudem pokazując się światu, szukając jakiegokolwiek chętnego wydawcy. Dla niszowej poetki czy dla takiegoż poety jedyne w tej chwili istotne przystanie, to na przykład Biuro Literackie Artura Burszty, Convivo Anny Matysiak, poznańska oficyna Mariusza Grzebalskiego, wydawnictwo Jacka Bieruta, ośrodek łódzki wydawniczo kojarzony z Rafałem Gawinem, Stowarzyszenie Żywych Poetów Radka Wiśniewskiego, krąg Toposu pod wodzą Krzysztofa Kuczkowskiego czy Duży Format Rafała Czachorowskiego. Co do nagród w tym świecie, to najważniejsze kojarzone są z Silesiusem i Szymborską, może też Gdynią ewentualnie Kutnem (nagroda za poetycki debiut roku). Zupełnie inaczej trzeba patrzeć na promowaną przez media prozę. Tu w grę wchodzą inne perspektywy i inne pieniądze. Ten świat jest o wiele bardziej zorganizowany (może nawet wręcz korporacyjnie) i skomercjalizowany. Na jego temat powinien wypowiedzieć się ktoś bardziej zorientowany. Ja żyję i pracuję w niszy, w sensie środowiskowym i dosłownie lokalnym, prowincjonalnym.
A „kaskaderzy literatury”? „Poeci wyklęci?” Kultura alternatywna? Outsiderzy palący za sobą wszystkie mosty społecznych norm? Istnieją jeszcze tacy poeci czy wszyscy odeszli w zaświaty? Przypominają mi się takie nazwiska jak Wojaczek, Bursa, Stachura, Liciński, Ratoń, Libowicz, Belwit.
Zacząłem pisać w liceum właśnie pod wpływem wierszy Rafała Wojaczka. Potem doszedł Andrzeja Bursa. Mnie nie trzeba mówić o tym, jaką rolę odgrywają tego typu „poruszyciele”. Ich nieobliczalność to wielka siła napędowa liryki. Na tej liście brakuje mi Włodka Szymanowicza i Andrzeja Babińskiego. O Libowiczu nie słyszałem. Może chodzi o Rybowicza? Dla mnie w jakiś sposób podobnymi postaciami są dzisiaj Konrad Góra i Robert Rybicki.

Tak. Chodziło mi o Rybowicza [przejęzyczenie]. Ciekawe czy gdyby ciągle żył Wojaczek, to stałby się influencerem, osobowością medialną. Czy używałby YouTuba, żeby nagrywać obrazoburcze podcasty i wywrotowe patostreamy. Dlaczego poeci nie chcą masowo wykorzystywać mediów społecznościowych do autopromocji? Na własne oczy widzę jak podczas wieczorów autorskich młodzi poeci uparcie czytają swoje wiersze z kartki — bez kontaktu wzrokowego z widzami. To moim zdaniem robi fatalne wrażenie. Nawet niedawno Amanda Gorman z USA na Kapitolu czytała swój wiersz z kartki — nie potrafiła go wykuć na blachę, wiedząc jaka to dla niej szansa? Dlaczego poeci nie dbają o swój „image”? Nie starają się by wieczory poetyckie i spotkania z czytelnikami miały elementy aktorstwa, teatru, happeningu, prowokacji. Dlaczego nie chodzą na lekcje dykcji, bo mówią fatalnie. Nie ubierają się stosownie do występów publicznych. Poezja to nie booty tylko ludzie i mam wrażenie, że sami twórcy na własne życzenie niszczą ten piękny gatunek literatury swoim amatorstwem.
Naprawdę ma to jakieś znaczenie, kto z czego czyta? Z kartki czy laptopa? A nie ważniejsze jest co czyta, co ma do powiedzenia? Jak dla mnie, poeta jako niedoskonałe, źle ubrane ciało mógłby zniknąć. Mnie wystarczyłby głos. Jeśli chcą doskonałej dykcji i zajebistego występu, niech idą do teatru, tam są piękne ciała dobrze przygotowane do spektaklu. Poeta nie musi. Jest chodzącym tekstem, a nie latającym cyrkowcem. Odpowiedziałem przekornie, bo już mnie irytują te rosnące wymagania. Ale rzeczywiście pewne podstawowe warunki kontaktu powinny być spełnione, jeśli już ktoś zdecydował się wystąpić przed audytorium.
Tak. Moim zdaniem ma to kluczowe znaczenie, ponieważ jakoś trzeba przekazać odbiorcy tekst. Zły przekaz równa się brak odbioru. A głos też musi być dopracowany, żeby ktokolwiek chciał tego głosu posłuchać. Żyjemy w takich czasach, że najpierw „ogląda się” artystę w Internecie, a potem kupuje jego książkę. Wynika to z faktu, że mamy olbrzymią nadprodukcję dzieł sztuki i literatury. Mamy artystyczną klęskę urodzaju.
Porozmawiajmy o realu ponieważ trudno sobie bez niego wyobrazić twórczość artystyczną. Jak odbierasz polską rzeczywistość? Jako coś inspirującego czy odpychającego?
Poeta żywi się rzeczywistością. W każdym wierszu odnosi się do niej, szukając ukrytego sensu, szyfru. Powietrze, pogoda, ukształtowanie terenu, takie a nie inne uwarunkowanie chwili – to wszystko wpływa na mój krajobraz wewnętrzny, na gotowość, na intencję, na warunki wstępne ekspresji. Druga rzeczywistością poety jest język. A może pierwszą, nie wiem. I te dwie płaszczyzny czy przestrzenie bez przerwy ścierają się ze sobą, to buduje napięcie, jakim karmi się wiersz. Rozumiem, że „polska rzeczywistość” to jakaś specyficzna odmiana ogólnej rzeczywistości. Tak, nieraz mnie porusza, irytuje, pobudza. Nieraz pisze się coś wychylonego w tym kierunku, właśnie społecznym, politycznym.
Artyści emigrowali z Polski, bo źle się tutaj czuli. Gombrowicz, Mrożek, Hłasko. Obecnie również wyjeżdżają nie mogąc znieść prawicowego, nacjonalistycznego rządu PiS i naszej przaśnej, pseudo-katolickiej „polskiej rzeczywistości”. Dobrze Ci się mieszka w naszym kraju czy wolałbyś wyemigrować?
Gombrowicza w podróży, i już na zawsze na emigracji, zatrzymała wojna. Jego sytuacja była inna niż Mrożka, Hłaski, Miłosza. Oni wyjechali z przyczyn politycznych, nie mogąc być sobą w określonej ideologii i reżimie. Natomiast to, co się dzieje obecnie, nie można porównywać do tamtych czasów i tamtych uwarunkowań. Z wielu względów, także pandemicznych. Jeżeli ktoś ma możliwość emigracji z tego dewocyjno-nacjonalistycznego zaścianka, niechaj emigruje. Jest wolny i prawdopodobnie młody. Dla mnie za późno, zbyt wrosłem w moją lokalność, w moją prowincję. To dla mnie prawdziwa rzeczywistość tylko w małym stopniu skalana polityką, o której tyle trąbią gdzieś tam na górze. Tu są ludzie, wspomnienia, pamiątki, baśnie i legendy, tu są groby, Jest polsko-czesko-niemiecka, śląska historia i jedyny w swoim rodzaju krajobraz, bez których nie umiem żyć.
Na koniec chciałbym zapytać kto jest największą nadzieją młodej, polskiej poezji? Na kogo trzeba zwrócic uwagę?
Oj, byłbym z tym ostrożny. Przez czterdzieści lat czytania i pisania wierszy obserwowałem wiele karier, które nie wypaliły, choć się zapowiadały. W tej chwili zachwycam się pewnymi tomikami, ale to nie znaczy, że za 20 lat ktoś będzie o nich pamiętał. Różnie się układa w tym kapryśnym życiu literackim. Obecnie wśród młodych najjaśniej świecą: Radosław Jurczak, Anna Adamowicz. Ale zaraz obok Nina Manel, Kamila Janiak, Katarzyna Szaulińska, Antonina Tosiek, Katarzyna Szweda, Jakub Pszoniak, Przemysław Suchanecki, Patryk Kosenda, Natalia Malek, Ilona Witkowska, Łukasz Barys, Justyna Kulikowska, Patrycja Sikora. Ot, tak tylko z jednej półki, bo nie ma tu miejsca na więcej.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów.
Dziekuję bardzo.
Z Karolem Maliszewskim rozmawiał Krzysztof C. Gretkus
14.02.2021
Krzysztof C. Gretkus (1970) — dziennikarz, fotoreporter. W latach 90. publikował opowiadania i wiersze w legendarnym warszawskim magazynie literackim bruLion. W 1995 r. wydał tom wierszy pt. „Szept i wrzask”. W 1999 r. ukończył poemat prozatorski „Czarne Światło”, od 2013 r. dostępny na Amazon i Smashwords pod angielskim tytułem „Puff of Black”. W latach 2008-2012 fotoreporter współpracujący z magazynem The Polish Times i agencją fotograficzną London News Pictures (LNP).
Karol Maliszewski – ur. w 1960 r. w Nowej Rudzie, gdzie mieszka do dzisiaj. Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Doktor habilitowany w dziedzinie nauk humanistycznych. Opublikował osiem zbiorów wierszy i siedem książek prozatorskich. W roku 1999 ukazała się jego książka krytycznoliteracka pt. „Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy”, a w 2001 druga książka tego typu, zatytułowana „Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach”. Następnie wydał: „Rozproszone głosy. Notatki krytyka”, 2006 (nominowana do Nagrody Nike), „Po debiucie”, 2008, „Pociąg do literatury”, 2010, „Wolność czytania”, 2015. Jest współautorem podręcznika „Jak zostać pisarzem”, 2011. Ostatnio wydał książkę krytycznoliteracką pt. „Bez zaszeregowania. O nowej poezji kobiet”, zbiór wierszy pt. „Piosenka o przymierzaniu” i prozę pt. „Szpok. Próby”. W 2017 zadebiutował jako twórca dla dzieci książką pt. „Przypadki Pantareja”. Razem z Olgą Tokarczuk organizuje festiwal Góry Literatury.
Foto na stronie głównej: Piotr Ososko
Karol Maliszewski — podstawowe linki:
Strona autora — literackie.pl
Strona autora — poezja.polska.pl
Zbiór wierszy „Zdania na wypadek”, 2007
Inne:
Poecipolscy.pl
Poezja.exe.pl
Culture.pl
Dwutygodnik.com
Helikopter.pl
Ppibl.ibl.waw.pl
Przecież te nagrody literackie w Polsce to ustawki.
Swoi dają swoim.
Sama się zastanawiam skąd sie bierze ta dość powrzechna opinia wśród poetów, że konkursy poetyckie są ustawione
Kocham poetów, poeci są wspaniali
Najlepsza poezja jest na ulicach. Czy tego nie widzicie
Skoro poruszacie temat konkursów poetyckich i tego środowiska, to mam dla was historię z mojego własnego życia. Otóż w ubiegłym roku chciałam wzbogacić swój warsztat literacki, wysłałam próbkę prozy do Staromiejskiego Domu Kultury w Warszawie i się zakwalifikowałam na warsztaty. Spodziewałam się, że będziemy rozkładać na czynniki pierwsze utwory poszczególnych uczestników, ale nie. Przedział wiekowy uczestników był 20-60. Na pierwszych już zajęciach, założyłam lożę szyderców z pewnym starszym ode mnie panem, który para się prozą, a poezję współczesną ma tam, gdzie ja. No i na pierwszych zajęciach jako prowadząca przyszła pewna poetessa mniej więcej w naszym wieku, obficie nagradzana, kazała nam napisać miniaturkę na zadany temat, pogadała o sobie i swoim dziecku i poszła.
Miniaturkę miała zrecenzować, nie doczekałam się, może dlatego, że szybko się z tych zajęć wypisałam. A na drugie przyszedł uznany poeta S. Większego buca w życiu nie widziałam. Spotkanie wyglądało mniej więcej tak:
– Dzień dobry, nazywam się M. S. i jestem poetą. A w zasadzie byłem do niedawna, bo przestaję już pisać wiersze. (Ja) – Myślałem, że poetą się jest, a nie bywa… A dlaczego pan przestaje? – Bo mi się znudziło i będę się zajmować czymś innym. (…) Nie myślcie, że jak coś tworzycie, to dla nagród. Nie o nagrody tu chodzi…
(ja) – ale panu jakoś nie przeszkadzało to w zdobywaniu licznych nagród…
– Nie o to chodzi, tak się złożyło…
Następnie poprosił by każdy zaprezentował swoje utwory. Jakieś dziewczęta zaczęły coś czytać, wyśmiał, powiedział, że grafomania. Przerwa na papierosa. To ja z kolegą z loży szyderców wypisaliśmy na szybko wiersz poety Podsiadły (ta sama kategoria, z dorobkiem, a tfu-rczość w zasadzie o niczym) i ten mój pan starszy-kolega to przeczytał po przerwie.
– E, grafomania, daleko pani z tym nie zajedzie.
– No, tak się składa, że to jest wiersz pana Podsiadły, z tomu nagradzanego, pan tam zdaje
się był nawet recenzentem…
Były poeta S się nieco obruszył, zaczerwienił, zaczął coś bąkać i chrząkać.
– Czy ktoś chce coś jeszcze przeczytać? (Ja)
– Ja mam prozę.
– Na prozę nie mam czasu, za mało mi tu płacą.
Tak więc, jak się domyślacie, były to moje ostatnie warsztaty. To tylko pokazuje, że wszędzie, ale to wszędzie, nawet w sztuce potrzebne są układy.
Albo inna historia – pisarz i wydawca też na S organizuje festiwal Haupta od paru lat.
No i za pierwszym razem zrobiono konkurs na opowiadanie- nagroda była niemała, bo 5000 zł.
No i wygrał znany literat Konstrat, występujący również jako Miłosz Annabell, wydał kilka czy kilkanaście ksiązek poetyckich. No i się podniosło larum, że jak, że w regulaminie było że debiutanci… No ale zbyto ten argument stwierdzeniem, że chodziło o to, że autor nie może mieć w dorobku książki prozatorskiej.
Potem ktoś słusznie zauważył, że tu i Herbert mógłby i Różewicz, i Mickiewicz ze Słowackim, gdyby żyli. A potem już literat S. nie robił konkursów prozatorskich.
Brałem lata temu udział w konkursie poetyckiem, w mieście na O. Był tam lokalny poeta. Kręcił się koło dyrektorki MOKu cały czas – nawet jej pomagał zakupy robić.
Tak sobie wtedy pomyślałem, że to on pewnie dostanie I nagrodę (a nagrodą było wydanie i promocja ksiazki). Tak mi intuicja podpowiedziala.
Nie pomyliem się. Dostał I nagrodę
Od tego czasu już nigdy nie wyslalem wierszy na żaden konkurs.
Dobre! Mi kiedyś pewna znajoma kręcąca się w kręgach okołojurorskich opowiadała, że jak jest konkurs poetycki, a jurorzy się znają, bo jako jurorzy objeżdżają całą Polskę, to obrady jury zaczyna się od rozkodowania godeł, żeby nagrody (zwłaszcza te wartościowe) nie przypadły osobom nieznanym. Daje się „na alibi” 3 miejsce albo wyróżnienie jakiemuś nieznanemu, ale reszta… Prześledźcie sobie państwo wyniki konkursów poetyckich na przestrzeni kilku lat. Nie mówię tu o Silesiusach itd., ale te wszystkie Parzęczewy, Kędzierzyny itd. Tam się przewija kilkanaście nazwisk non stop.
Inna sprawa, to to, że ta cała współczesna poezja… A przynajmniej to, co wygrywa… Poezja skończyła się wraz z Herbertem i Różewiczem. Teraz to jest bełkot
„bełkot” to dla mnie za mocne określenie. Wszystko sie rozwija, poezja też. Herbert to klasyka jak Bach i Mozart.
Ale gdy nawet do konkursów poetyckich wkrada sie prywata, nepotyzm, korupcja to jest to bardzo przykre i obrzydliwe
Ciekawy wywiad i dobre pytania – z podtekstem.
Z moich obserwacji wynika, ze „mit wielkiego artysty” o którym wspomina Gretkus jest faktycznie bardzo mocny wśród debiutantów i „gwiazd” literatury.
Tak samo celna uwaga w pytaniu, że konkursy poetyckie są być może organizowane przez rozmaite instytucje żeby sie „dowartościować”, podlansować miasto czy fundację.
W kuluarach konkursowych rozmawia się głównie o… pieniądzach, zaszczytach, nagrodach, publikacjach.
Nie ma tam dysput o literaturze. Przynajmniej ja ich nie słyszałem.
To się zmieniało przez wieki, ale obecnie sztuka jest częścią showbiznesu. Poezja również, ponieważ jak wiadomo na konkursach poetyckich przyznaje się nagrody. Jest tam mniej „show”, ale więcej „biznes” skoro mamy wysoką nagrodę pienieżną.
Poezji nie czytają już zwykli śmiertelnicy. Poezję w 95% czytają inni poeci, dlatego to środowisko ulega powolnej degeneracji ponieważ pojawia się element konkurencji, walki, zazdrości o talent.
W wywiadzie jest mowa o konkursach poetyckich.
Powiedzmy sobie jasno – nie ma absolutnie żadne możliwości – żadnej – żeby osoba 'z ulicy’ dostała nagrodę na prestiżowym konkursie literackim takim jak Silesius
Tak samo jak obcy człowiek nigdy nie dostanie Nagrody Nobla.
Do tych prestiżowych konkursów często trzeba dostać nominację z rąk np wydawcy.
Jak takie podejście ma się do samej zasady konkursu?
Co – jesli – istnieje gdzies nieznany geniealny poeta, ktory pierwszy raz w zyciu decyduje sie na uczestnictwo w konkursie poetyckim.
Zostanie z marszu odrzucony.
Dlaczego to takie wazne?
Dlatego, że wszystkie konkursy poetyckie są skażone nepotyzmem – zwlaszcza jesli magroda pieniezna jest wysoka.
Kazde jury chce zeby pieniądze trafily w ręce kogoś 'komu sie to nalezy’.
Nie daje sie duzych pieniedzy obcym artystom.
Pisze to, żeby uzmyslowić mlodym poetom, że brak sukcesow na konkursach poetyckich nie jest żadnym miernikiem wartości ich pracy.
Dokladnie
Nieznany poeta z ulicy jesli jest wybitny
dostaje wyróżnienie
Nagrody główne są zawsze zarezerwowane dla swoich
Kto otrzymał Nagrodę in Wisławy Szymborskiej, w pierwszym roku jej ustanowienia? Otrzymała ją Julia Hartwig – poetka –
wieloletnia przyjaciółka Szymborskiej
w wysokości 200 tys zł
Hehehe! Dobre!
Poezja wymaga promocji i nie jest to wcale niemożliwe. Autor wywiadu wspomina o poetce na Kapitolu, kóra przemawiała przed prezydentem USA — coż za wspaniały pomysł. Trzeba go przeszczepić go Polski. Niech poeta deklamuje jeden wiersz z okazji wielkich uroczystości panstwowych (3 maja, 11 listopada itd). Niech występuje przed prezydentem i premierem. To nic nie kosztuje, a da poezji wielki impuls.
Warto to rozważyć. Dlaczego mamy być gorsi od Amerykanów.
Bardzo dobrze powiedziane. Adresat wyjaśnia uczciwie jak wyglądają realia w Polsce, realia rynku, a także swoista socjeta tworząca modę w Polsce. Choć nie zgadzam się, aby wymieniać autorów tylko jednego, czy dwóch wydawnictw, ponieważ Biuro Literackie (Stronie Śląskie – Wrocław), czy Wbcik nie mają monopolu na dobrą poezję. Dobra poezja jest w wielu wydawnictwach (niestety mniej znanych), albo bardziej niszowych. To co dedykuje nam pewna sfera nie ogranicza ruchu w życiu literackim innych Autorów (równie dobrych). Owszem, te wyżej wymienione sprzyjają młodym twórcom ale nie są jedyne.
Poeta powinien poruszać słowem i angażując się w sprawy społeczne, problemy polityczne czy prowadząc nawet dysputy religijne / światopoglądowe uwiarygodnia i uwydatnia jego (swój) przekaz, przy czym musi zachowywać normy etyczne i źródłowość, a także uczciwość literacką, bo wielu dzisiaj kopiuje. A co gorsza robią to nieświadomie, bo są atakowani przez media, rożnego rodzaju środki masowego przekazu, które nie zawsze waloryzują i promują wartościową literaturę.
Promowane są często przeciętne dzieła, mając posłuch w konkursach, jury i kapitułach, myślę, że (biorąc pod uwagę słowa: „zdałem do następnej klasy”) należałoby wyselekcjonować i upublicznić dzieła nominowane do nagród nawet wcześniej. Niech Czytelnik zdecyduje…
Jest wielu utalentowanych i dobrych ludzi, którzy cieszą się z sukcesów samego pisania, nie tylko splendoru, bo jak wiemy – niektórzy piszą wyłącznie z wewnętrznej potrzeby – splendor jest na drugim miejscu. A głos Młodych jest bardzo ważny.
Myślę także, że nie ma utartych wzorców, archetypów, z którymi należałoby się utożsamiać, za którymi iść, bo każdy ma inną wrażliwość i estetykę. To już indywidualny wybór Autora / twórcy. Któremu należy wskazać drogę, ale nic nie wymuszać.
Dobry wywiad. A Polska, to dobra oaza tylko niestety ukierunkowana trochę torami „zbyt równoległymi” co do z jednej strony kanonu lektur, a z drugiej tego co jest modne. Duży Format to nie wszystko.
M
„niektórzy piszą wyłącznie z wewnętrznej potrzeby – splendor jest na drugim miejscu”
———————————-
Wtedy to jest hobby, a nie sztuka. Każdy artysta potrzebuje drugiej strony czyli publiczności. Jeszcze nie wymyślono innego sposobu wartościowania dziela sztuki niż poprzez poddanie go osądowi publiczności.
Tak, jednak ten „świat” nie jest zarezerwowany dla wszystkich. Czasami trzeba dokonać wyboru w opozycji.
„Opozycja” to też forma publiczności tylko elitarna. Poeta może pisać tylko dla siebie, wtedy on sam jest jednoosobowym sędzią swojej twróczości.
Tylko, ze wtedy jego osąd nie jest obiektywny.
Kolejny dobry, arcyniebanalny wywiad spod pióra eprawdy
Gratulacje i podziekowania dla K. Maliszewskiego za wspieranie twórczości poetyckiej