Jakub Strumień „trzy po trzy”

Warcaby / domino / bierki

Dobosz z piersią wypiętą po ogień.

Ów łabędź, któremu przed skonem żałośnym
raz jeszcze dozwolono pieśń śpiewać śmiertelną,
która skargą na zawistne życie
płynęłaby niepowstrzymanym biegiem
przez szuwary i lilie białe rozległego jeziora, szukając echa
dla swoich ostatnich, nieprzesłuchanych dźwięków, smętnie bijąc
o posępne i ponurością odstraszające mury klasztoru, gdyby nie susza,
psuja, która plony krzyżuje i lud spędza do kościoła, w szklance
lodem klekoce prosto z bieguna, dotkniętego
krachem globalnego ocieplenia, a z rozległego jeziora, gdzie ów łabędź,
któremu przed skonem żałośnym raz jeszcze dozwolono pieśń śpiewać
śmiertelną, jakby spijała śmietanę, robi gliniankę, nieledwie
do pół łydki, skromny tarasik na płaskowyżu, który ryżem stoi,
żeby za tę miskę mogły stać miliardy, inne od miliardów, które stoją
za tą miską, która jest wszystkim, i niekiedy daje się słyszeć, jak coś
smętnie bije o posępne i ponurością odstraszające mury
klasztoru, niczym lód o ścianki szklanki, tak przezroczyste,
że go widać, dopóty jest. *


Samuraj w bieli
Wiśnia w pełnej krasie
— Te pęta jelit.

Padamy twarzą w błoto powodowani
czymś innym i w sprawach niesłychanych
i nie tak ładnie jak powyżej.

* Słowa, od chwili pojawienia się w tekście łabędzia po pojawienie się po raz pierwszy klasztoru, w nieco przeformowanym szeregu pochodzą z listu S. Wyspiańskiego do J. Mehoffera z 14 września 1888 r.
 

Łuki, wiry, pętlice

Ich opuszki po słowniku imion
jak pośladki noworodka ale nie mów hop
póki nie wyskoczy hop jedno
z dwojga: różowa księżniczka
albo rycerz z tarczą. Może
parka? Czyżby dwór?

A na placach jednogłośnie.
Butelkowe szkło po dokach.
Dobrze po dziesiątej
robią komuś dobrze siostry miłosierdzia, Solea y Saeta.

Długi czy może już niski?
Bulimik czy jeszcze toczący się
zamiast wznosić się, okrągły od rozumów
balonik? Anorektyk czy już roślina?
Długa roślina, która zwraca światło?

A na placach jednogłośnie.
Butelkowe szkło po dokach.
Dobrze po dziesiątej
robią komuś dobrze siostry miłosierdzia, Solea y Saeta.

Latorośl na rurce ma szesnaście wiosen.
 

Pasmo reklamowe

Walczyk

Żeby zatrzymać windę,
świat, czas, dziecko
nie potrzebuje pleców.

Nie potrzebuje niczego. Wszystko ma.
Windę, świat, i jeszcze czas
na książki młodości, filmy dorosłości, bagatele Weberna.

Lobbing

Śnieżko, z błękitnej
rękawiczki bez palców, cel
twój ruch
omy, przyprószony chmurką (za tamtym modrzewiem
go nie ma), nie odbierzesz mu chyba całej radości
celowym pudłem?

Zakazana piosenka

Adam. Słodowy. Kochał to,
co robił. Robił to, co mógł.
A mógł niewiele. Kochało się

Adama. I nie kochało. Trudne
słowo „ambiwalencja”. Niemniej
ładne, podobnie jak „dyftong”.

Plac. Zabaw. Okupują wrony.
Coś dla psa. Cieszyłby się.
Zawsze to oddech od

gruzów, lawin, gdzie termowizja
łapy walczy o lepsze z rewizją szpikulca
w odkrytej kości. Lecz co on może, przekreślony.

Papieros, butelka, piłka, dziecko
na urządzeniu niezgodnie z instrukcją
w bardzo roboczym tłumaczeniu, bo to po niemiecku.

Jakub Strumień (1974) — mieszka w Bytomiu. Z zamiłowania mąż i ojciec. Zawodowo sporo mówi i pisze. Pozazawodowo do przeczytania w „Helikopterze” i „Obszarach Przepisanych”, do posłuchania w gronie najbliższych i bliskich oraz, z rzadka, na ubitej ziemi turniejów literackich w poetocentrycznej republice. Z przyjemnością odświeżyłby sobie filmy z Chaplinem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emoralni*