Proza życia jest faktem

IZABELA MARCZAK Kasza — dramat w trzech aktach

Od redakcji: Na cyfrowych stronach naszego portalu pragniemy sięgać do rozmaitych zakamarków ludzkiej prawdy o świecie, życiu, o nas samych. Obecnie mamy przyjemność zaprezentować Wam kolejny owoc naszych poszukiwań ludzi zdolnych, którzy niebanalnie i mądrze opisują otaczającą nas rzeczywistość. Dziś, oraz w kolejne dwa wtorki, zaprezentujemy trzy odsłony dramatu „KASZA” autorstwa Izabeli Marczak.

Izabela Marczak „Kasza” — dramat w trzech aktach

Osoby dramatu

On/Pan Szóstka — student pracujący w Telefonie Zaufania
Ona/Panna Łyczek — pielęgniarka położna
Graża — dziennikarka
Czarek — przyjaciel
GIENIA — sąsiadka
Szef/Piotr — kierownik działu newsowego gazety
Matka
Ojciec
Marek — brat
Maryla — bratowa
Postać
Głosy

AKT I Scena 1

(W cieniu na scenie siedzi łysa postać. W tle słychać słowa piosenki)

„Nie zmienię świata, nie zmienię, nie mam żadnych złudzeń. To
nie uda się nikomu, choć rewolucje są dla ludzi. Nie zacznę nowej
wojny i nie zakończę starych. To wszystko jest utopią i śmieszne
są zamiary. Ale mogę zmienić się sam… i mogę zmienić ciebie…
możemy zmienić nasz dom… by było nam jak w niebie…” .1

POSTAĆ
Wszystko zaczęło się od tego, że oczekiwano zmian. Wyglądało
na to, że jest w tym jakiś sens. Teraz zmiany przychodzą i trawią
mnie od wewnątrz. Czuję to, każdą komórką swojego ciała.
Zmiany? Gniję. Czy z tej materii da się jeszcze coś zbudować?

GŁOSY

Ene due like fake,
korba borba esme smate,
deus deus kosmotaeus
i morele cynadele baks.

Scena 2
…………………………
1) Słowa piosenki grupy Sztywny Pal Azji

(Jakieś mieszkanie. W nim dwie osoby, siedzą, rozmawiają i piją wódkę. W tle łóżko. W nim osoba podłączona do kroplówki).

ON
Jezu!… ale boli.

ONA
Przyzwyczaisz się. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Łyknij
sobie, wódka dobra na ból i na głód, tak przynajmniej śpiewają.

ON
Przyzwyczaić się? Do bólu?

ONA
Nie bądź baba, pij!

ON
Od tygodnia piję i nie przestaję.

ONA
Trzeba było pójść do dentysty… albo więcej pić.

ON
Nie mogę przecież ciągle zalany chodzić, mam sesję. Auuuu, a u dentysty byłem.

ONA
I co?

ON
I kanał! Na egzamin z socjologii nie poszedłem.

ONA
A co ma piernik do wiatraka?

ON
A żebyś się nie zdziwiła. W mojej historii, ząb – dentysta – egzamin to wszystko
części jednego młyna.

ONA
Coś się tak przyssał, oddawaj! Bredzisz już coś.

ON
Mówię tylko, że niezły kanał. I to potrójny. We wtorek wieczorem zaczął mnie boleć ząb. Pomyślałem, że przeczekam do rana i, jak nie przejdzie, to pójdę do dentysty. Ale przeszło. Więc sprawę olałem. W środę wieczorem, kilka godzin przed egzaminem z socjologii… łup! Jak mnie nie dziabnie, jak nie zwali. Ledwo przytomny z bólu, chwyciłem za telefon, taksówka i do lekarza.

ONA
I co? Kanał?

ON
Trzy i pincet zeta.

ONA
Cóż, za urodę trzeba płacić, jak byś wyrwał, zabuliłbyś 10 razy mniej.

ON
Wyrwał, wyrwał, łatwo Ci mówić, jak masz sztuczną szczękę. Ja mam jeszcze szansę pogryźć swoimi, więc nie zazdrość.

ONA
Phii…

ON
Tak czy siak, po wyjściu od dentysty, od razu czułem, że coś jest nie tak. Ale mówię: „Facet wie co robi. Jak mówił, że będzie dobrze, to dam czasowi czas”. Dojechałem do domu. I nawet trochę się pouczyłem. Potem poszedłem spać. Śniło mi się, że rośnie mi ząb jak baobab. Z sekundy na sekundę coraz większy, coraz ostrzejszy. Rośnie, przebija tkanki, dziąsła, uderza w mózg. I nagle: Aaaaaaaaaaaaaa!!! Jak mnie sukinsyn nie łupnie, jak mną nie trząchnie, nie przeciągnie po podłodze. Pędząc do dentysty, nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się martwić jakimś egzaminem. Jak słowo daję, ból jest jak siostra od religii, czarny, wstrętny, wykrzywia ryja, odbiera świadomość i uczy pokory z prędkością światła.

ONA
He, He…

ON
Niestety, cholera, ten zębowy jest też maksymalnie nieprzewidywalny. Po godzinie zwijania się w pieprzonej taksówce (jebane korki), skurczybyk nagle poszedł na kawę.

ONA
Kto na kawę poszedł? Taksówkarz?

ON
Jaki, kurwa, taksówkarz? O zębie mówię! Ból sobie poszedł, przestało boleć, kapewu?!

ONA
Aaaa, metafor się chłopcu zachciało. No cóż po kilku głębszych ludzie różnie reagują…

ON
Oj, słuchaj! Bo jak ból minął, to do mnie dotarło, że ten cholerrrny egzamin mam. I szkoda mi się zrobiło. Wiadomo. Jak nie zaliczę to wakacje z czaszki, poprawki, warunkowy semestr, bulenie kasy i w ogóle. Więc sobie wydumałem, że może jeszcze na niego zdążę i dawaj zawracać taksówkarza na uczelnię.

ONA
Zdążyłeś?

ON
Korki były. Ale, kuźwa, jaaakie. Próbowałem to wytłumaczyć pani w dziekanacie, mówiłem, że ząb mnie bolał, potem nie bolał, znów bolał i przestał, a ona na to: „gówno prawda”.

ONA
Łeeeee?!

ON
Nie uwierzyła mi. Bo skoro bolał rano, to dlaczego nagle przestał? I gdzie ja mam zaświadczenie, że przestał? A jak bolał, to dlaczego do dentysty nie poszedłem?
Ja, że poszedłem, ona: „gdzie dowody, świadkowie?”. Kurwa, od kiedy to trzeba mieć świadków, grzebania w zębie? Gadka jak z dupą w nocy.
– Jak pan chce uczciwie załatwić sprawę, proszę, przynieść zaświadczenie, że o tej i o tej godzinie, był pan dziś rano w gabinecie stomatologicznym i siedział tam z bólem – stwierdziła łaskawie paniusia. – Wówczas rozważymy pana wniosek o podejście do egzaminu w drugim terminie przedwakacyjnym, bez ponoszenia przez pana dodatkowych kosztów.
Łaskawica! Ja pitolę!

ONA
No, ale przecież nie siedziałeś u…

ON
Ultimatum mi postawiła, wyobrażasz sobie? Ultimatum: albo przyniosę zaświadczenie, albo jeszcze raz będę musiał płacić za możliwość zdawania egzaminu. Bo – jak mnie, w dupę jeża, poinformowała: „u nas na gębę nic się nie załatwi, jesteśmy szanowaną uczelnią katolicką, która kłamstwu mówi głośne: NIE!”

ONA
Ożesz, w mordę! I co?

ON
I pstro. W imię uczciwości musiałem grać nie fair.

ONA
Lewe zwolnienie?

ON
Byli w wniebowzięci! Powiedzieli: „I widzi Pan, od razu trzeba tak było. A nie ściemniać, kombinować, owijać w bawełnę i gubić się w zeznaniach”. Uczciwość. Po tym wszystkim, zacząłem się zastanawiać, jak tu teraz w Telefonie Zaufania mam pracować? Ludzie chyba nie chcą słyszeć prawdy, za to ściemę łykają jak likier jajeczny, bez popitki.

( W tle widać wyraźne poruszenie. ONA i ON zerkają w stronę łóżka. ONA idzie poprawić kroplówkę, ale szybko wraca).

ONA
Następnym razem wyrwij gada i się nie męcz. Sam widzisz, w 90 procentach życie jest miałkie i rzadkie jak nie powiem co, zębów tu nie potrzeba. Ja mam wszystkie sztuczne i dobrze mi z tym. Mówię Ci radykalne rozwiązania są najlepsze. Wyjeb szczękę w kosmos i zapomnij o pokorze, o pieprzonych dylematach.

ON
No, ale czasami zęby się przydają…

ONA
Świat jest pełen protez. Ludzie wolą to, co sztuczne. Prawda boli, więc popularności nie zyska. Albo się z tym pogodzisz, albo… cierp za miliony, twój wybór, twoja d…

ON
Oddziałowa filozofka. Pewnie, też bym wolał mieć implanty i spokój na resztę życia, ale
kogo na to stać? A sztuczna szczęka? Jest w tym coś upokarzającego.

ONA
Cóż, biedni nie noszą protez. A sztuczna szczeka to dla niektórych luksus. Łyczka?

( Postać w tle, próbuje usiąść na łóżku. Nie daje rady i opada na poduszkę. ONA i ON nie reagują. Zza drzwi słychać dzwonek. ON wstaje i chwiejąc się nieco, idzie otworzyć).

Scena 3

CZAREK
Hello, młodzieży (?), imprezka jakaś? Gdzie Graża?

(ON błędnym wzrokiem wskazuje na łóżko)

ON
Ttam jezd. Tam…

CZAREK
He, he czyli jak zwykle pierwsza dała w kimono, a Wy co spóźniliście się na party?

ON
A ty kto?

CZAREK
Pierwszy spytałem.

ONA
Łyczka?

CZAREK
A czemu nie? Damom się nie odmawia.

ON
A My to jaaa czyli Telefon Zaufania… jeśli chcesz popełnić samobójstwo – wybierz: JEDEN, jeśli jesteś ofiarą przemocy domowej – wybierz DWA, jeśli masz problemy z seksem – wybierz TRZY, depresja – CZTERY, ksssero… pozytywni – PIĘĆ, jeśli masz inny problem
wybierz – SZÓSTKĘ. A ja jestem milion, bo za miliony cierpieć i umierać muszę!!!

CZAREK
Ok, stary, ufam Ci bezgranicznie!

ON
A Ty, to kto?

CZAREK
Jeszcze dama się nie przedstawiła.

ON
To pani przełożona…

ONA
Przełożna, a nie przełożona!!!

CZAREK
???

ON
Przełożna? Hmm, chyba się trochę wstawiliśmy. Tak. To cudownie. Mniej boli. Zatem o czym my tutaj… ach tak no, ONA, ONA to piguła, tylko taka od rodzących.

CZAREK
Aaaa, położna?

ON
Ooo, widzisz. Bystry jesteś.

CZAREK
Położna i Telefon Zaufania w tym przybytku rozpusty?

ONA
Łyczka?

ON
To dość skomplikowane i jest immanentnie powiązane z zębami. Ale mam już, cholera dość opowiadania, więc zredaguję się do dwóch zdań. Siedziałem dziś na SZÓSTCE i ząb mnie nap…. lał, ona (wskazuje na łóżko) wybrała SZEŚĆ, więc mamy: „taaaa dam” (odsłania koszulę, pod którą jest T-shirt ze znakiem Supermana).

ONA
Wezwała pomoc, to przyjechaliśmy. Łyczka?

CZAREK
Ok, dobra, jesteśmy coraz bliżej, ale mimo wszystko wciąż nie kumam, po co właściwie Graża dzwoniła do jakiegoś Telefonu Zaufania?

ON
O przepraszam, ale tego to już zdradzić nie mogę. Zaufanie jest zaufaniem. Są zasady no i… basta!

( ON wypija do końca zawartość butelki, ONA wstaje).

ONA
Nic tu po nas. Panna opiekę ma, wódka się skończyła, rozstania nadszedł czas. Chodźmy zanim znów wpadniesz w sentymentalne zawodzenie. Kupmy coś na później, bo jak znam życie będzie w nocy wył z bólu do księżyca.

CZAREK
Za raz, jak to? To już koniec imprezy? Nadal nie wiem, co się tu dzieje.

ON
Są na Ziemi rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom.

ONA
Tak, to już ta faza. Pora iść. Jak się obudzi, wystarczy wyjąć wenflon. I niech postara się pozostać saute przynajmniej przez 24 h. Chodź?

ON (wstając śpiewa)
Wstań, powiedz nie jestem sam i nigdy więcej już nikt nie powie sępie miłości, nie kochasz!1

(ONA i ON wychodzą. Gaśnie światło).

Scena 4
………….
2) Fragment tekstu z utworu Ich Troje „Powiedz”

(CZAREK obżera się pizzą i surfuje po necie. Postać na łóżku budzi się).

GRAŻA
A ty, co tu robisz?

CZAREK
Nie śpisz, super, bo już myślałem, że faktycznie coś się stało. W nocy nagrałaś mi się na sekretarce. Muszę przyznać, że nie wiele z tego zrozumiałem, ale byłem ciekaw, więc przyszedłem. Wcześniej szukałem Cię w redakcji, ale dupa. Komóry nie odbierasz… pomyślałem: „znów ma te swoje obsesje i z domu nie wyłazi”. I chyba trafiłem, nie? Ta twoja znajoma od kroplówki, zostawiła ci jakieś dragi. Niezłe są, mogą słonia zwalić z nóg, posłuchaj: „Lek wywołuje uzależnienie. Pacjenci cierpiący na niewydolność nerek lub wątroby powinni powiadomić o tym lekarza przed rozpoczęciem kuracji. Leku nie wolno podawać w jaskrze, porfirii (zaburzenie w syntezie czerwonych ciałek krwi) oraz w miastenii
gravis (chorobliwym zwiotczeniu mięśni). Nie należy spożywać alkoholu w trakcie leczenia, ponieważ alkohol wzmaga działanie preparatu”.

(GRAŻA zapala papierosa).

CZAREK
Ty to jednak jesteś megapalma. Skąd tyś tych ludzi wyhaczyła? Co prawda po tym śmieciarzu, którego tu hodowałaś, już nic nie powinno mnie zdziwić, ale Mr. SZÓSTA i siostra Łyczek, to daję słowo, totalny odjazd. Chociaż ona, stara, ale jara. Mogłaby być.
Wiesz, jak się nie ma co się lubi, to się dyma, co się ma.

GRAŻA
Proszę Cię, bez takich wstawek.

CZAREK
Ale jakich?

GRAŻA
Nie bądź wulgarny i nie używaj innych do tego, by brylować. I to przed kim?

CZAREK
To ja Ci prawdę o sobie na talerzu podaję, a Ty mi wyrzuty robisz? Graża? Ja przecież do siebie piję. Ostatnio zacząłem gubić się w tych wszystkich laskach. Słowo Ci daję, koszmar. Stukałem jakiś czas temu taką jedną. Wiesz, przedstawiłem się jej jako Marcin, Michał, ktoś na M. Przez parę tygodni się spotykaliśmy, ale potem jak to ja, ile można w jednym piecu siedzieć. Przerzuciłem się do innej piekarni. Minęło parę tygodni, a tamta dzwoni i zaprasza mnie na imprezę. Domófka. Domófki są najlepsze, sama wiesz, a ja nic lepszego akurat do roboty nie miałem, więc mówię: „czemu nie”. Idę do niej i próbuję sobie przypomnieć, jak ja jej się przedstawiłem. Marek? Mirek? Dotychczas trzymanie się imion na M skutkowało, a teraz, za Chiny, nie pamiętałem. Ale: „don’t Panic” – myślę – „wejdę, rzuci mi się na szyję i powie: Cześć Mareczku, Mireczku czy Muniek i wszystko się wyjaśni”. Ale klops, bo na wejściu słyszę tylko: „Cześć Misiaczku!”. Wprowadza mnie w tłum i przedstawia innym. Podchodzi do jakiegoś fagasa i mówi: „Misiaczku to jest Grzegorz”. I czeka, aż ja się zrewanżuję”. A ja, kurwa, nie wiem, co powiedzieć. Przecież nie powiem: „Cześć Grzegorz, jestem Misiaczek”.Cedzę, więc przez zęby, coś w rodzaju: cześć jestem yyyyy. A ten frajer zamiast odpuścić krzyczy: Słucham?! Nie dosłyszałem. To ja znowu: Jestem YYYYY. A ten: „Co?!” No myślałem, że go kurwa, zajebię tam. Więc po prostu nachyliłem się nad nim i powiedziałem mu do ucha: GÓWNO!!! Koleś co prawda odpuścił, ale z taką miną, jakbym nasikał mu do drinka. Zrobiło się nieprzyjemnie, ale jakoś wybrnąłem. Impreza trwa i na szczęście nikt więcej nie pyta kim jestem. Fajnie – myślę sobie. – Przeżyjemy. Ale nagle podchodzi do mnie jakaś dziumdzia i mówi: „Cześć Marcin, kopę lat”. Nie wiem, kim ona jest, ale minę robię, jak bym znał. Gadamy, gadamy. Robi się miło. Ja próbuję sobie odświeżyć w mózgu tę znajomość, aż tu podchodzi, pani domu i wali: Mareczku,
to, co, zatańczysz ze mną.
– Gośka, śmieje się tamta, to nie Marek, tylko Marcin – koryguje. Na co Gośka: – „No chyba wiem jak ma na imię mój Misiaczek, nie?
– Twój? – pyta tamta. I zaczynają wołać: każda swoją znajomą: Hanka, Ala. I proszą o potwierdzenie tego, jak się nazywam. Hanka mówi: Marek, Ala: Marcin. Korzystając z zamieszania, wycofuję się cichaczem do drzwi. Gdy już jestem za nimi, spierdalam jakby mnie goniło stado skunksów. Wyobrażasz sobie, stara, zapomniałem jak się nazywam. Jestem skończony w towarzystwie! Mam przesrane! Sam się skazałem na monogamię.

(GRAŻA gasi papierosa, bierze prochy, popija je i kładzie się).

CZAREK
Chyba, że będę wyczajał laski na czatach i walił konia na ekran kompa. Ale czy to nie uwłaczające, dla mężczyzny w kwiecie wieku? A jak mi się trafi taki Mr. SZÓSTKA po drugiej stronie? Brrr. Naprawdę Graża, na drugi raz, powinnaś uważać. Nie zamawiaj do chaty byle kogo. Rób to przez sprawdzone agencje. Trzeba było poprosić. Wiesz, że na mnie w tym względzie zawsze możesz liczyć. A najlepiej rób jak ja, najpierw zobacz towar z daleka i jak widzisz, że wiocha, to w nogi. Ty, patrz, tu nawet, całkiem niezłe mięsko wisi, i ma czym oddychać. Jak wy to cholera robicie, gdybym ja się umiał tak wygiąć, to na dziwki bym nie chodził. Ale jazda!

(CZAREK siedzi w necie, Graża jakby poza nim, poza sceną, siada na łóżku i zaczyna mówić, a może tylko słuchać).

POSTAĆ
Pierwszy etap trwa od 5 do 15 sekund. Podrażnione przez wodę zakończenia nerwowe, zmuszają cię do gwałtownych i głębokich wdechów i wydechów. Niewielkie ilości płynu dostają się do płuc. Zdajesz sobie sprawę ze swojego położenia i starasz się nie dopuścić do zachłyśnięcia. Jednak świadomość, że nie panujesz nad sytuacją powoduje, że wpadasz w panikę. W ten sposób płynnie przechodzisz do etapu nr 2.
Część druga to faza świadomego oporu. Trwa tak długo, jak długo jesteś w stanie powstrzymać się przed wciągnięciem wody do płuc. Przeciętnie to 30 do 60 sekund. Życie przelatuje ci przed oczami. Jeśli dotychczas zdarzyło ci się nawet na nie narzekać, teraz doceniasz jego wartość i jak nigdy przedtem pragniesz żyć. Ale teraz… teraz czas ucieka, a ty w pełni świadomy walczysz, żeby nie odetchnąć i nie zatrzymać powietrza w płucach. Jednak im gwałtowniej się poruszasz, aby ocaleć, tym bardziej się pogrążasz. Intensywna praca mięśni pochłania duże zasoby tlenu. Twoje szanse na przeżycie maleją blisko trzykrotnie. Bronisz się przed oddechem, a jednocześnie, pragniesz go i potrzebujesz jak nigdy wcześniej.
Nagromadzony nadmiar dwutlenku węgla i niedobór tlenu tak silnie pobudzają twój ośrodek oddechowy, że mimo świadomej obrony przed tym, twoje mięśnie oddechowe są zmuszone
zrobić wdech. A to już początek okresu trzeciego.
Pękasz i… Wymuszone silne ruchy oddechowe powodują wciąganie płynu do płuc. I choć udaje Ci się wynurzyć, panika zwiększa częstotliwość oddechów, powodując wciąganie mieszaniny wody i powietrza, a także połykanie samej wody. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, za chwilę zaczną się wymioty i zachłyśnięcia treści tych mikstur do dróg oddechowych. Na tym etapie do twoich płuc trafi największa ilość płynu. Czas – 60 do 90 sekund.
Choć koniec już blisko, o dziwo, w etapie czwartym masz jeszcze szansę. Licz do 90. Czujesz? Pojawia się postępujący zanik czucia. Na skutek niedotlenienia ośrodkowego układu nerwowego twój oddech zamiera. Tracisz przytomność. Opadasz.
Epilog, zajmie najwyżej 50 sekund. Rozstajesz się ze świadomością. Jeszcze tylko kilka końcowych ruchów oddechowych i… umierasz.1

Scena 5
…………..
3) Medyczny opis procesu topienia się.

SZEF
Chodzi o ten przekręt w urzędzie w Kołobrzegu. Majka spieprzyła wczoraj sprawę i naczelni są wściekli. Trzeba to odkręcić i to już. A tak w ogóle, to gdzieś Ty, do cholery się podziewała przez ostatnie trzy dni? Przecież, jak byś tu była, to teraz nie bylibyśmy w takiej mamuciej dupie! Ja tu kompletnie nie mam kim pracować! Dali mi, kurwa, jakiś pieprzonych stażystów, którzy srają w gacie, za każdym razem, gdy trzeba komuś zadać niewygodne pytanie, co w efekcie daje wylane z dziury tematy. Przecież ja nie mogę codziennie sam całej gazety robić. A z tymi debilami to dzień w dzień mogę co najwyżej pisać o chomikach, a czołówki robić. A nawet ten cykl o inwazji gryzoni, ja musiałem wymyślić, bo przecież te matoły nie potrafią. Wyobraź sobie, że temu nowemu… no taki ryży, jak mu tam, Tadek
czy Radek, mniejsza o to… wyobraź sobie, daje durniowi prosty subject, prosty jak pała nosorożca. Ma pójść do ministra edukacji i wyciągnąć od niego odpowiedź na proste pytanie, jak to się stało, że utopił 40 mln złotych, w chorej akcji dostosowywania dzieł Gombrowicza do współczesnej katopolskiej rzeczywistości. Prosta sprawa, jak fujara. I wiesz co, en matoł, mi przynosi? Cytuję: „Minister mówi: „Nie utopiłem! To była słuszna decyzja”. Noż kurwa jego mać!!!. To przez tego gnoja właśnie mamy kolejny proces. Jak to dlaczego? Bo przecież
musiałem resztę wywiadu wymyślić i jeszcze nieźle podkręcić, nie było wyjścia. Nie jestem McGiver z gówna ściany nie ulepię. Więc, Graża, kurwa, nie rób mi więcej takich numerów, że nagle zabierasz dupę w troki i zostawiasz mnie samego na tym tonącym okręcie z pijaną załogą!!! Tak wiem, spokojnie, spokojnie… Już… dobrze. Dobrze, że jesteś. Majkę za chwilę na zbity ryj wyrzucam, bp przecież to kompletna idiotka.

GRAŻA
Piotr, poczekaj…

SZEF
Dziewczynko, nie ma na co czekać. Nie traćmy czasu na gadanie, ruszaj swoje sflaczałe cztery litery do komendanta Majcherka, sprzedaj mu swoje ciało, oddaj mu nerkę, zrób cokolwiek, ale zdobądź, na Boga, te dokumenty w sprawie Kujawy. W międzyczasie dzwoń do twojego przydupasa z KPP z Kołobrzegu i poproś by nam nagrał spotkanie z informatorem. Przecież za chwilę gnidy z Superfaka wyjebią nam to na pierwszej stronie i będzie po temacie.

GRAŻA
Musimy pogadać…

SZEF
Masz rację trzeba. Z tą pindą od ministra Bełchatka. Nie lubię jej jak psa, ale ona ma układy, może ci coś sprzedać.

GRAŻA
Ale…

SZEF
Ale, ale, ale! Ale co? Co ty znowu kombinujesz, cwaniaro? Dobra! Co masz? Coś nowego w sprawie Cymbała?

GRAŻA
Mam w dupie Cymbała.

SZEF
Stara, tak to nie mów, to jest megasprawa. Jak znajdziemy coś na tego grajka, to masz u mnie wyjazd na Seszele. Co się krzywisz? Kurwa, Grażka, nie mów mi tylko, że Seszele Ci nie leżą?

GRAŻA
Problem w tym, że przez jakiś czas nie będę mogła się tym wszystkim zająć.

SZEF
Pojebało Cię?! Nie chcę słyszeć teraz o żadnym urlopie!

GRAŻA
Nie chodzi o urlop.

SZEF
Ach tak!!! To prawicowe ścierwo Cię podkupiło? Kurwa, no nie, jeszcze tego nam brakowało. Najlepszy zespół nam rozwala, szmatławiec pieprzony. I tak już na dupościsku lecimy, to jeszcze i ciebie. O nie! No mów do cholery, ile chcesz, bo za chwilę
na zawał zejdę! Dwa tysiące, trzy?

GRAŻA
Nie chodzi o kasę.

SZEF
Jak to nie o kasę? Jak nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o kasę, a ja nie wiem o co chodzi, więc o co, kurwa, chodzi?!

GRAŻA
Piotr, jak mi dasz dojść do zdania, to ci, kurwa, powiem!

SZEF
No przecież ja cię cały czas słucham, kurwa, ale Ty nic nie gadasz, no mów wreszcie, do cholery!

GRAŻA
Jestem chora i muszę na parę tygodni iść do szpitala.

SZEF
Na parę tygodni? Czyś ty oszalała?!!! I jak to chora? Ty? Przecież to wy mnie wykańczacie nerwowo, to ja tu codziennie, jedną nogą zahaczam o tamten świat. Nie pierdol,
Graża, chora na wora, dobrze wyglądasz, przecież. Tydzień wolnego miałaś, jeszcze nie wyzdrowiałaś? Przecież teraz mamy tyle roboty, nie możesz przełożyć tego szpitala. Kurde, Graża?!!! Golnij sobie jak zawsze coś na rozgrzewkę, wypoć robala i stawaj do boju!

GRAŻA
Właściwie to już golnęłam, ale nie pomogło.

SZEF
Kurwa. To, co? Ebola złapałaś na bankiecie w Sheratonie?

GRAŻA
Daj spokój, to poważne. Muszę zniknąć na dwa miesiące.

SZEF
Na ile?! Dwa miesiące?! Tyle czasu to ludzie na raka nawet nie umierają, więc o co kamon?

GRAŻA
Po prostu muszę się leczyć. I słowo daję, nie chodzi o liposukcję, powiększenie biustu czy dorobienie sobie ptaka… Co się dziwisz? Uprzedzam twoje kolejne pytania. To poważne, Piotr, i nie mam wyboru, wóz albo przewóz.

SZEF
Nie no, nie wierzę, nie wierzę, że to mnie zawsze spotyka taka chujnia. Dlaczego nie wali w zagranicę, kulturę czy life style, tylko wiecznie w dział krajowy. Jesteśmy naznaczeni jak cały ten pojebany naród z jego cudowną historią, niepodległościowymi czkawkami i upadkami na ryj z wysokości!!! Cholera jasna, Graża! Daj papierosa!

GRAŻA
Przecież ty nie palisz?

SZEF
Daj mówię. Potrzymam chociaż sobie, pomiętolę. I co ja mam teraz, kurwa, zrobić? I dlaczego, jak jesteś niby taka chora, nie rzucisz palenia? I co Ci, w ogóle kurwa, jest?

GRAŻA
Po pierwsze, nie niby, a po drugie, nie chcę o tym teraz gadać.

SZEF
No, chyba, mi się, kurwa, należą jakieś wyjaśnienia!!!

(SZEF się zapowietrza. Dostaje zadyszki i przez chwilę nie może dojść do siebie).

SZEF
W jakich ja, kurwa, warunkach pracuję. Po chuj mi okno, jak za nim mam korytarz?!

(Powoli uspokaja się. Idzie do automatu z wodą. Potem siada za biurkiem i pyta).

SZEF
I co teraz?

GRAŻA
Nic. Muszę po prostu zacząć się leczyć

SZEF
Kiedy?

GRAŻA
Za tydzień.

SZEF
O, żesz…!!! Jak to za tydzień?! To nie załatwisz sprawy Kujawy, ani Cymbała?!

GRAŻA
Piotr! Czy ci się to podoba czy nie, za tydzień muszę być w szpitalu!!!

(SZEF wstaje od biurka i w milczeniu zaczyna krążyć po swoim boxie).

SZEF
A zatem idź! Skoro mówisz, że to poważna sprawa, to taka musi być. Znam Cię nie od dziś i wiem, że nie ceregieliłaś się nigdy ze sobą. Zatem musisz się leczyć, to się lecz. Ja jeszcze pogadam z naczelnym, wyjaśnię, że Cię nie będzie, że nic nie mamy. Trudno, nic się nie martw. Bez ciebie będzie trudno, ale jakoś sobie poradzimy. Idź, idź!

GRAŻA
Wolałabym, żebyś zatrzymał dla mnie miejsce w redakcji, ale jak nie możesz to trudno…

SZEF
No coś Ty? Nie będę podcinał gałęzi, na której właśnie siedzę. Miejsce masz zaklepane, nikomu go nie oddam.

GRAŻA
Dzięki szeryfie!

SZEF
Daj spokój.

(GRAŻA wychodzi. SZEF siada przy kompie i mówi do siebie)
Tym razem nie bójmy się patosu, to musi być proste w przekazie, bez jakichkolwiek udziwnień. Ma po prostu chwytać za serce, wyciskać łzy…
Może coś w stylu: „Pamiętam, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Z jej oczu biła drapieżność, determinacja. Wiedziałem, że ona zrobi wszystko, by wygrać, by dotrzeć do prawdy. W tym zawodzie
rzadko spotyka się ludzi takich jak ona – urodzonych do tropienia i tępienia niegodziwości.
Ona miała to we krwi. Choć codziennie po kolana brodziła w szambie, sama
nigdy się nim nie skalała. Zawsze pogodna, gotowa podjąć każde wyzwanie. To jej zawdzięczamy, obalenie władz ratusza z prezydentem Łyżwą na czele. To ona przyczyniła się
do aresztowania Cymbała i oczyściła z zarzutów opluwanego przez inne media doktora S. Mimo wyraźnych sukcesów, nigdy nie zadzierała nosa. Pozostała sobą. Zawsze pełna życia, szczera, gotowa do pomocy. Niestety, choć zwykle nie było muru, którego by nie obaliła i wroga, którego nie oddałaby w ręce sprawiedliwości, w tej ostatniej walce… poległa. Zostanie na zawsze w naszej pamięci, jako ukochana koleżanka i wspaniała dziennikarka. Grażka, będzie nam ciebie brakowało! Cześć jej pamięci”.

Scena 6

CZAREK
Zajebiście! Grunt to dziennikarska wyobraźnia. Jak nie wiecie do końca, o co chodzi, to sobie dośpiewacie, jak wam wygodnie. Pytanie tylko, dlaczego wygodnie twojemu szefowi z tym,
że umierasz?

GRAŻA
Przecież nie umieram.

CZAREK
No właśnie.

GRAŻA
Co właśnie, ale oni tak myślą i to wystarczy! Jezu, to jakiś koszmar!

CZAREK
To fakt, teraz, jak nie wykorkujesz to będą zawiedzeni.

GRAŻA
Bardzo śmieszne.

CZAREK
O, przepraszam, ja za to nie odpowiadam!

GRAŻA
Mówiłam Ci, że będzie kaszana, no i jest! Cholera, jasna!

CZAREK
Zawsze możesz wyprowadzić ich z błędu.

GRAŻA
Teraz?! Kiedy są święcie przekonani, że wyciągnę kopyta. Leki mi chcą kupować, klinikę opłacić, są dla mnie dobrzy. Jak słyszę Piotra, który tak współczująco przemawia, to aż mnie skręca. „Ale naprawdę to żaden problem, każdy z nas mógłby być w podobnej sytuacji – powtarza. – Dla każdego zrobilibyśmy to samo, więc daj spokój, pieniądze nie grają tu roli… Myślisz, że inne media nie ratowały swoich najlepszych dziennikarzy, daj spokój. Nie możemy zostawić Cię z tym samej…”. Aaaaaa, chcę się zapaść pod ziemię!!!

CZAREK
Pierdolisz, słoneczko, ja uważam, że to straszliwie zabawne.

GRAŻA
Znienawidzą mnie, gdy się dowiedzą.

CZAREK
A skąd się dowiedzą? Ja im nie powiem. Chyba, że Ci Twoi zaufani ratownicy, od siedmiu boleści, puszczą parę.

GRAŻA
Ratownicy?

CZAREK
No, Pan SZÓSTKA i Panna ŁYCZEK.

GRAŻA
Nie, nie sądzę, przecież oni praktycznie mnie nie znają. Zresztą jaki by w tym mieli interes? Poza tym obowiązuje ich tajemnica zawodowa.

CZAREK
Tak, oczywiście, tak jak ciebie i mnie. Ale dobra, skoro tak im ufasz, to czego panikujesz? Nikt się nie dowie.

GRAŻA
Czarek, przecież ja wśród dziennikarzy pracuję. Na litość boską! Te hieny wszystko wywęszą. Obdzwonią szpitale, przekupią lekarzy i zdobędą informacje.

CZAREK
Eee, przesadzasz. Myślisz, że jesteś dla nich, aż tak ważna? Jak nie masz teki bezpieki, to stara, oni mają cię w… d…użym poważaniu… Take it easy.

GRAŻA
Przestań, sam robisz w PR, więc nie udawaj greka. Dobrze wiesz, że Machiavelli przy nas to anioł.

CZAREK
Eo-eo-eo!!! Robisz z igły widły.

GRAŻA
A te leki, klinika, ta gadka szefa o umieraniu? Jak inaczej to rozumieć?

CZAREK
Według mnie ich to kompletnie wali, a ty sobie roisz i śnisz sny o potędze.

GRAŻA
No, nie wiem…

(Chce jeszcze coś powiedzieć, ale słychać pukanie do drzwi).

GIENIA
Dziecko, ty moje, dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? To ja się muszę od obcych dowiadywać?

GRAŻA
Ale o czym pani mówi, pani Gieniu?

GIENIA
O czym, o czym? Ty dobrze wiesz, o czym. Wszyscy już na osiedlu wiedzą, a ja ostatnia. Po prostu w głowie się nie mieści.

CZAREK
Dzień dobry, pani Gieniu. Co pani taka roztrzęsiona?

GIENIA
O i pan tutaj, pan też wiedział i nic mi nie szepnął. I jak ja mogę na ludziach polegać?

CZAREK i GRAŻA
Ale o co chodzi?

GIENIA
Oj, dzieci, dzieci. Toż ja przez to samo przechodziłam. Nie ma się co z tym kryć, nie ma co się wstydzić. Można z tym cholerstwem wygrać! Trzeba tylko chcieć.

GRAŻA
Skąd pani wie, że ja…

GIENIA
Z pewnością nie od ciebie, kochana i tego ci nigdy nie wybaczę. Żebym to ja się od Marciniakowej dowiadywała, co się z moją sąsiadką przez ścianę dzieje.

CZAREK
A Marciniakowa to kto?

GIENIA
Trzy bloki dalej mieszka, pod szóstką i skubana zawsze wie wszystko pierwsza. Ale to może dlatego, że jej wnuk w prasie pracuje, dojścia do informacji ma, do – jak to mówią – „jusów”.

GRAŻA
W prasie? A jak się nazywa.

GIENIA
Zbynio Marciniak. Ochroniarzem w „Superfaku” jest.

CZAREK
Aha, to faktycznie w prasie.

GIENIA
No i o wszystkich, wszystko wie. Bo jego dziewczyna z kolei w „Przeboju” robi. Kawiarką jest. I też wszystko, co się w wielkim świecie dzieje, od razu rozpowiada. No i to ona Zbyniowi doniosła o naszej Grażynce, a Zbynio zaraz starej Marciniakowej, a ta już reszcie…

GRAŻA
Boże…

GIENIA
Ale zaraz tam: „Boże”. Do Boga, owszem, warto się w takich chwilach zwracać,
to prawda, ja też się modliłam, ale paniki siać nie trzeba. Z tego się wychodzi i ja jestem tego doskonałym przykładem.
O, proszę, sąsiadka pociągnie…

( nachyla głowę w stronę Graży )

… no niech pociągnie, zobaczy jakie mocne.

(GRAŻA z oporami, ale lekko ciągnie)

Widzisz i są, choć był czas, że już nadziei na nie, nie widziałam. Ale nie poddałam się. Na czas przejściowy też są sposoby. O, i nawet frajdę można z tego mieć. Pokażę ci, kotek, pożyczyć nawet mogę, mnie to już potrzebne raczej nie będą, a teraz dla ciebie akurat.

(Wyjmuje z torby peruki)

O, popatrz, jaka ta jest piękna. Tą nosiłam po pierwszej chemii. Długie włosy. W realu nigdy takich nie miałam.

(Przymierza na sobie, przegląda się w lustrze, dopasowuje do twarzy Grażyny)

I kolory można zmieniać, bo która kobieta lubi monotonię. Zobacz, kochana, w tym kolorze będzie Ci pięknie. Raz rudy, raz blond, po co tak ciągle na czarno. Urozmaicać sobie życie
trzeba, póki jest… oj, przepraszam cię, skarbie, nie chciałam w ten ton uderzać. Ale ja, wiesz, sama przez to przechodziłam, więc sobie pozwalam czasem na taką niedelikatność. Niezamierzenie zupełnie. Po prostu oswoiłam się z kostuchą. Trzy lata walki, bólu, pięć lat niepewności. Ale z tobą, dziecko, wcale tak nie musi być. Kochana, rak to nie wyrok.
A ja ci zawsze chętnie pomogę, zawsze wesprę. Tacy jak my powinni się wspierać, nikt kto tego nie przeżył, nie zrozumie. Więc dziewczyno, nie załamuj się, głowa do góry, będzie dobrze. I nie wstydź się, bo nie ma czego. A to choróbsko ma i swoje dobre strony. Schudnąć można. Ja zawsze pulchna byłam, z wagą bezskutecznie walczyłam, a tu proszę dwa miesiące i laska, i to bez efektu jojo, jak wy tam teraz mówicie, paręnaście kilogramów poszłooooo.
I teraz proszę, latka swoje mam, a wciąż dżaga jestem. Jeszcze nie jeden za mną na ulicy się obejrzy. Cera się poprawia po wszystkim, człowiek taki oczyszczony jest. I na życie inaczej
patrzy, bardziej żyć się chce. Sama więc widzisz, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

(Ktoś dzwoni do drzwi. Gienia zrywa się z miejsca i kieruje do wyjścia).

No ja tu gadu gadu, a Ty teraz pewnie wielu gości będziesz miała. Każdy przecież chce cię zobaczyć, po raz ostatni… no, przed szpitalem ostatni raz, ma się rozumieć. No, to ja uciekam. Peruki Ci zostawię, niech Ci służą, a jak coś będzie potrzeba, to dzwoń, koniecznie, koniecznie… lub w ścianę zapukaj.

(Graża otwiera drzwi, Gienia wychodzi, wchodzą rodzice Grażyny, jej brat i szwagierka).

MATKA
Skarbie, dlaczego Ty nam nic nie powiedziałaś?

OJCIEC
Matka do pracy dzwoniła do Ciebie. Prawie zemdlała, jak jej powiedzieli.

MARYLA
Naprawdę, kto jak kto, ale rodzina powinna chyba wiedzieć wcześniej takie rzeczy.

MAREK
Oj, siostra, siostra i jak Ty się czujesz?

CZAREK
O, kurwa.

GRAŻA
Słuchajcie, mnie naprawdę nic nie jest… to znaczy jest… ale…

MATKA
Nie denerwuj się. Usiądź, odpocznij. Nie męczcie jej, ona musi mieć teraz spokój.

GRAŻA
Mamo, ale ja…

OJCIEC
Matka ma rację, powinnaś teraz wypoczywać.

MARYLA
Trzeba będzie ustalić, kto się zajmie mieszkaniem, na czas Twojego pobytu w szpitalu… Może chcesz, żebyśmy Ci go popilnowali? Wiesz, dla Marka, to nawet byłoby wygodniej. Nie musiałby tyle do pracy dojeżdżać.

MAREK
Marylciu, nie teraz, daj spokój.

MARYLA
( cicho ) Co daj spokój? Co daj spokój? Ty nigdy nie umiesz o swój interes zadbać, więc ja muszę.

GRAŻA
Czarek zajmie się mieszkaniem, prawda?

CZAREK
Mieszkaniem? A tak, tak, oczywiście, zajmę się.

MARYLA
Jak tam sobie chcesz, ja w każdym razie, żeby nie było, pytałam.

GRAŻA
Słuchajcie, to jakaś paranoja! Nie mówiłam wam o tym, co mi dolega, bo się wstydziłam…

MATKA
Ale czego tu się wstydzić, kochanie…?

GRAŻA
Mamo, daj mi skończyć.

MATKA
Oczywiście, oczywiście…

GRAŻA
Nie jest takie proste przyznać się do picia…

MATKA
Dajcie jej wody, dajcie jej wody, ona chce pić, taka blada jest…

(Brat przynosi Graży wodę)

MATKA
Kochanie, my nie będziemy Cię męczyć. Odwiedzimy cię w szpitalu, dobrze?

OJCIEC
Tak, teraz niech odpoczywa, nie zawracajmy jej głowy, chodźcie, ona jest zmęczona.

(Czarek odprowadza rodzinę do drzwi. Zamyka za nimi)

CZAREK
O kurwa, ale jaja. Ale się wszyscy nakręcili. Stara, jesteś wielka! Ha, ha, ha!

GRAŻA
Przestań! Z czego tu się cieszyć, to jakiś obłęd. Jakiś pieprzony koszmar!

CZAREK
No, coś Ty? Zajebiście jest! Ha, ha, ha… Ty się przejmujesz, jak im powiedzieć prawdę, a oni już ją znają ha, ha, ha. Piękne! Jakbyś napisała taki artykuł, nikt by nie uwierzył.

GRAŻA
Cholera, no way. Ja sama nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.

CZAREK
I te peruki, ha, ha, ha. Szkoda, że nie ma różowej, chętnie bym ją ponosił.

GRAŻA
Jezu… ja muszę mieć raka, muszę!

CZAREK
Przykro mi, tego ci tak z palca nie załatwię, ale mogę się postarać o inne świństwo. Może być HIV?

GRAŻA
Przestań! Doprowadzasz mnie do szału, ty nie kumasz powagi sytuacji, nic nie rozumiesz!!!

CZAREK
Kumam, kumam. Nawet nie wiesz, jak dobrze. Nawet nie wiesz.

(koniec aktu pierwszego)
 
IZABELA MARCZAK „KASZA” – akt II
IZABELA MARCZAK „KASZA” – akt III

Izabela Marczak — miłośniczka słownych kreacji i literatury skandynawskiej, dawniej dziennikarka, obecnie heroina w walce z codziennością , weganka; przez wiele lat pisała dla tytułów prasowych Agory (Metro, Duży Format, Wysokie Obcasy, Gazeta Wyborcza, Gazeta Telewizyjna), „Dziennika” Axel Springer Polska, gościnnie w „Polityce”, „Przekroju” i innych. Wyróżniona w konkursie „Twojego Stylu” o Złote Pióro oraz konkursie na scenariusz do teledysku grupy O.N.A. „Kiedy powiem sobie dość”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emoralni*