Proza życia. Koniec

IZABELA MARCZAK Kasza — akt trzeci dramatu

Akt III

Scena 1

(Mieszkanie GRAŻY. Gospodyni krząta się po domu, robiąc generalne porządki. Opróżniając szafę, wyrzucając stare gazety, przesuwając meble, co i raz wykrzykuje do CZARKA.

GRAŻA
Mówią, że kobietom ciężej z tego wyjść, ale ja się nie dam. W ogóle wkurza mnie takie pitolenie: „kobietom ciężej…”. Myślę, że to po prostu kwestia poprzestawiania sobie hierarchii. Owszem, wymaga wywrócenia dotychczasowych przyzwyczajeń do góry nogami, ale bez względu na płeć, to zawsze jest karkołomne. Zmieniać trzeba o tu…. w głowie…

CZAREK
Hmm, w głowie powiadasz…? Kto w głowie, ten w głowie.

GRAŻA
W głowie, w życiu, w kontaktach z ludźmi, z samym sobą. No, czasami trzeba też przesunąć jakiś mebel. I wiesz, co? Postanowiłam, zrobić w końcu prawko. Teraz przecież mogę prowadzić bez ograniczeń! Co ty na to?

CZAREK
Prawko dobra rzecz.

GRAŻA
A Ty masz?

CZAREK
Właściwie… to nie wiem.

GRAŻA
Jak to, nie wiesz?

CZAREK
Nie wiem. Jak byłem szczeniakiem strasznie chciałem jeździć, ale nie było kasy na kurs, czy nie pamiętam, co. Grunt, że był jakiś problem i ojciec kupił mi jakieś dokumenty na bazarze.
Jeździłem na nich parę miesięcy, ale żaden gliniarz, mnie wtedy nie zhaltował, więc w sumie nie wiem czy prawko jest zarejestrowane czy nie. Potem już nie sprawdzałem, bo jak wiesz, na parę lat wyjechałem do Kanady, a tam bez auta w domu do kibla nie trafisz, tak tam wszędzie daleko, za to bez problemu zdobywasz driver license. Niestety u nas ono nie ważne jest, mogę je sobie w ramki wstawić, a tego bazarowego jeszcze nie odnalazłem.

GRAŻA
No dobra, ale skoro tyle lat prowadziłeś auto, to jaki problem po prostu zapisać się na egzamin i go zdać?

CZAREK
Problem jest taki, że nie wiem czy to, które mi wtedy ojciec wykupił, jest ważne czy nie. Bo co? Po pierwsze, już go nie mam, bo gdzieś posiałem, po drugie, jak mam się zapisać? A jak oni mi powiedzą: a Pan po co drugi raz egzamin chce zdawać? Przecież pan już robił prawko? A jak bym np. zgłosił, że mi prawko ukradli, żeby mi wystawili duplikat, a potem się okaże, że jakie prawko, jakie ukradli, skoro ja nigdy go nie zrobiłem, to co?

GRAŻA
Nie chcę moralizować, ale mówią, że kłamstwo ma krótkie nogi.

CZAREK
A mnie się jakoś na tych nogach udało przejść dookoła świata i jeszcze dalej. I tu zaczynamy się mijać, Słońce. Ty zaczynasz wierzyć w prawdę, a ja przestaję. Z resztą co to jest prawda? Ile ludzi tyle wersji wydarzeń. Popatrz na swój przypadek. Wszyscy są święcie przekonani, że zżera Cię nowotwór, mimo że nigdy nikomu słowa na ten temat nie powiedziałaś. Ludzie wierzą w co chcą, słyszą i widzą co chcą, nawet jak byś im przed nosem położyła krowi placek, a oni chcą w nim widzieć podpłomyk, to za cholerę ich do placka nie przekonasz, Co więcej, zeżrą to gówno i zostaną przy swojej wersji.

GRAŻA
Ty i te Twoje porównania. Szczyt subtelności. No, pomóż mi, na trzy cztery przesuńmy ją do tamtej ściany.

CZAREK
A co będzie dalej? To znaczy jak już wszystko tu poprzestawiasz, to co zrobisz?

GRAŻA
Nie mam, zielonego pojęcia. Wiem tylko, że dziś wieczór spotykam się z Piotrem i powiem mu prawdę.

CZAREK
Wrr… Powiesz mu prawdę, tylko prawdę, tak mi dopomóż Bóg?

GRAŻA
Po prostu nie chcę już kłamać. Zobacz do czego mnie to doprowadziło. Gdyby nie SZÓSTKA z ŁYCZKIEM pewnie byśmy dziś już tu nie gadali.

CZAREK
Przesadzasz!

GRAŻA
Wiesz dobrze, że nie. 33 lata, padaczka, porażenie nerwów, wątroba na skraju zniszczenia i nie jedno przebyte delirium tremens, to chyba wystarczy. Nie chcę sobie dawać furtek do powrotu, a każda ściema to furtka. Nie mam wyjścia, na protezach długo nie pojadę…

(Przerywa, bo słychać uporczywe dzwonienie do drzwi. GRAŻA podbiega,
spogląda przez wizjer i na palcach wraca do CZARKA).

To Gienia.

CZAREK
No, to otwórz!

GRAŻA
Ciiiii… ( szeptem ) Nie chcę się z nią teraz widzieć… nie przygotowałam
się jeszcze na wizyty. Powiedz, że śpię i nie wolno mi przeszkadzać…

CZAREK
Ale…

GRAŻA
No spław ją… przecież potrafisz.

CZAREK
Ale mówiłaś…, że prawda…

(Dzwonek uporczywie dzwoni)

GRAŻA
Proszę Cię!

(Chowa się w drugim pokoju)
Scena 2

(CZAREK otwiera drzwi. GIENIA wparowuje do mieszkania, nie czekając na zaproszenie).

GIENIA
Co tak długo? Przecież wiem, że tu jesteście. Marciniakowa mi powiedziała, że Grażynka wróciła.

CZAREK
Dzień dobry, Pani Genowefo!

GIENIA
A dobry to może on i był, ale już nie jest.

CZAREK
A co się stało?

GIENIA
No jak to co? Skoro po raz wtóry ja się od Marciniakowej dowiaduję, co się u mnie za ścianą dzieje, to chyba nic dobrego. Krew mnie zalewa, że ten babsztyl zawsze wszystko wie pierwszy. Nie zdziwiłabym się, gdyby pierwej ode mnie wiedziała, że mi się chce do klopa. Może ona podstępnie nas kameruje, w końcu jej wnuk w naszej kablówce robi, to i szpiegi zakładać może. Nie wiem, ale chore to jakieś, Panie CZARUŚ, mówię Panu chore i podejrzane. A wy czemuście do mnie nie zapukali, nie powiedzieli, że już wróciła?

CZAREK
Bo dopiero wczoraj wieczorem…

GIENIA
A widzisz, synek, a widzisz, to skąd ta cholera wiedziała?

CZAREK
Nie mam pojęcia, pani Genowefo.

GIENIA
O i słusznie gadasz, bo ja też nie mam. Ale się dowiem, oj dowiem się w końcu i Marciniakowej rura zmięknie. Ale póki co, dajmy sobie z nią spokój. Gdzie córuś moja?

CZAREK
Córuś? Aaaaaa, córuś? Córuś zmęczona jest bardzo…

GIENIA
Słaba znaczy się?

CZAREK
Tak, słaba i…poszła spać, to znaczy śpi i nie chciała, żeby jej ktoś przeszkadzał.

GIENIA
Nie no pewnie, ja z resztą nie przyszłam tu przeszkadzać. A to powiedz tylko, kochanieńki, jak z nią? Z resztą, co ja głupia pytam, co ja nie wiem, jak to jest. Przecież sama przez to przechodziłam. Pewnie schudła mocno, prawda? No, po takim czymś chudnie się jak cholera. Dlatego przyniosłam jej trochę domowych przetworów. Teraz to ona odżywiać się musi i to zdrowo. O, proszę, konfitury z czarnej porzeczki, ogórki w sosie musztardowym, przeciery warzywne – niech sobie zupy gotuje, to najlepiej wchodzi w takim stanie, o i jeszcze słoik miodu – od proboszcza wyprosiłam. A co? Tyle uli ma i z chorymi podzielić się nie może? On sam to już nawet nie powinien takich słodkości próbować, spasł się jak bałwan i cukier mu skacze, więc lepiej niech innym ten miód służy.

CZAREK
Pewnie pani Gieniu, wszystko Graży przekażę.

GIENIA
Ale widzę pozmienialiście tu jakoś. I dobrze, to odświeża, daje poczucie nowego, lepszego. Przestawiasz wersalkę w drugi kąt pokoju i jakbyś nowe życie zaczynał. Ha, ha, ha skąd ja to znam? No, a peruki przymierzała? Pasują? Niech się nie martwi, włosy odrosną, a piersi o… patrz, Czaruś, stara jestem, a jakie cyce mam, sterczą jak u 18-tki, nie powiedziałbyś że sztuczne? Ja to zawsze powtarzam, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dobrze,
Czaruś, że Ty jej pomagasz, bo tak to ona sama jak palec, a samemu ciężko się przez to przechodzi. W takich chwilach trzeba z kimś gadać, bo inaczej głupie myśli przychodzą do głowy. No, to co, może jutro wpadnę? Pogadam sobie z córuś, może jej w czym pomocna będę. Uprzedź ją może, że stara sąsiadka około 15.00 ją nawiedzi, a jak woli później, to ja też mogę. A na razie lecę, Czaruś. Nie przeszkadzam. Uściskaj ją ode mnie, jak się obudzi.

(Czarek zamyka drzwi za Gienią i krzyczy w stronę pokoju).

CZAREK
Możesz już wyjść, poszła sobie! Słyszysz?! A tak na marginesie czy to nie Ty mówiłaś, że na protezach długo jechać się nie da?

Scena 3

(Grażę odwiedza SZEF. CZARKA nie ma).

SZEF
Cześć, złotko, i jak się miewasz?

GRAŻA
Całkiem nieźle, dzięki.

SZEF
Pokaż no się. No… dobrze wyglądasz… prawie się nie zmieniłaś… a wręcz rozkwitłaś… można he, he, he powiedzieć nawet, że zdrowo się trzymasz…

GRAŻA
Tak, właściwie, to jest już dużo lepiej, choć to jeszcze nie koniec leczenia.

SZEF
To oczywiste, ale nie przejmuj się, wszystko już załatwione. Naczelni zdecydowali, że wspomogą cię finansowo. Jeśli potrzebujesz specjalnych leków, opłacić klinikę… da się to załatwić, możesz być spokojna… nie zostawimy cię samej w tak trudnej sytuacji.

GRAŻA
O rety, dzięki, ale naprawdę nic mi nie potrzeba.

SZEF
Nie denerwuj się…

GRAŻA
Piotr, poczekaj… posłuchaj…

SZEF
Ok., mną się nie przejmuj… nie takie rzeczy słyszałem, wytrzymam.

GRAŻA
Nie wyduszę tego z siebie, cholera, nie wyduszę!!!

SZEF
Powoli. Masz jakiegoś wiskacza, gin, bourbonik? Choć chlapniemy sobie coś dla rozluźnienia. Chyba możesz odrobinę?

GRAŻA
No właśnie, w tym rzecz, że nie mogę i nie chlapniemy sobie już razem nigdy więcej.

SZEF
Ojojoj, co za patos, daj spokój.

GRAŻA
Słuchaj, rozumiem, że w tej sytuacji możesz nie chcieć mnie już w zespole. Jestem na to przygotowana. Nie musisz się męczyć z decyzją, po prostu wyraźnie mi to powiedz…

SZEF
Ale o co kamon? Rilaks! Mam cię wyrzucić za to, że nie chcesz się ze mną napić? Ty naprawdę musisz mnie mieć za strasznego kutasa. Ale ja przecież doskonale rozumiem, że w twoim stanie, picie może nie być wskazane.

GRAŻA
Owszem, jak dla każdego alkoholika.

SZEF
No, właśnie, jak dla alkoholika i jak dla kogoś tak chorego, jak ty.

GRAŻA
Nic nie rozumiesz. O rany, jakie to trudne. Ja jestem alkoholiczką Piotr! Alkoholiczką! Nie umieram z powodu raka, tylko z powodu chlania mogę wykitować!!!

( Piotr zaczyna przeraźliwie kaszleć, krztusi się. Gdy udaje mu się wziąć pierwszy oddech krzyczy)

SZEF
To potworne!

GRAŻA
Wiem, dlatego też tak potwornie wstydziłam się ci o tym powiedzieć, ale nie mam wyjścia, wszyscy myślą, że mam raka i…

SZEF
No właśnie, no właśnie… kurwa jego mać! Bo masz raka!

GRAŻA
Nie mam.

SZEF
Jak to, kurwa, nie masz? To potworne!

GRAŻA
Potworne, że nie mam raka?!

SZEF
Koszmarne! To jakiś horror! To znaczy, wiesz, bardzo się cieszę, że jesteś zdrowa, ale obecnie to niemożliwe.

GRAŻA
Chyba trochę przesadzasz. Nie jestem zdrowa, Piotr, tylko zwyczajnie nie tak chora, jak sobie wyobrażałeś.

SZEF
No właśnie! Boże Święty, i co teraz?

GRAŻA
W tym rzecz, co teraz? Nie chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że jestem zasraną pijaczką. Rozumiesz to, prawda? Pewnie gdybym była facetem, to jakoś to by przeszło, ale kobieta-pijaczka, wiesz jaki jest stereotyp. Nikt już nie będzie traktował mnie poważnie, nikt mi nie zaufa, a przy byle okazji to będzie znakomity argument, żeby mi dowalić np. wyrzucić mnie z roboty, czy uznać, że jestem niekompetentna. Choć może jednak powinnam wszystkim powiedzieć prawdę i olać resztę zamaszystym strumieniem.

SZEF
Ani się waż!!! Zwariowałaś! Chcesz popełnić zawodowe samobójstwo i mnie przy okazji pogrzebać?! Spokojnie, coś wymyślimy. Matko i córko! Nie wiem, to może niech
to będzie depresja i jakiś choćby malutki guzek, bo inaczej nikt nie uwierzy, że te półtora miesiąca spędziłaś w szpitalu, a nie na Karaibach. Rozumiesz, to nie może być zbyt błahe. Czegoś błahego nie łykną.

GRAŻA
Ale…

SZEF
Tak, to mogłoby się udać.

GRAŻA
Ale…

SZEF
Sama depresja, nie przejdzie, jestem pewny. Musi być coś więcej. Naczelni pójdą na każdą tragedię, ale taką nie skażoną. Czyli alkoholizm, AIDS, syfilis i inne takie, gdzie istnieje podejrzenie, Twojej w tym winy, odpadają. Zgódź się chociaż na jakieś guzy na jajnikach,
co? Albo, co wy tam jeszcze macie w środku…

GRAŻA
Macicę.

SZEF
O macica! Doskonale! Guz na macicy! To już jakoś brzmi! Konkretne jest, a ja głupi z jajnikami wyjechałem. Tak, MACICA, MACICA… no genialnie, to wystarczy. Przejdzie. Hmm, no tak, z resztą sześć tygodni na jajniki, to trochę niewiarygodne.

GRAŻA

(zrezygnowana)
Hmm, zdążyliby je wyciąć i po problemie.

SZEF
Właśnie!

GRAŻA
Ale macicę też mogli już wyciąć!

SZEF
Słusznie, też mogli, ale w kwestii macicy, to już bym był bardziej spokojny. Jajniki to… no wiesz… jeden w tą… drugi w tą… banalne… tego nikt nie zauważy… ale… Hmm, bo widzisz, teraz tak sobie pomyślałem, że może jednak macica też nie jest szczególnie
medialna… może to powinno być… no nie wiem… płuco na przykład. Albo… no gdzie można mieć jeszcze to świństwo? Znaczy w jakich neutralnych, w sensie, przyzwoitszych miejscach.

GRAŻA
Piotr, na miłość boską!!!

SZEF
Nie boskaj mi tu, tylko pomóż. Przecież to o twój tyłek tu chodzi, to Ty schrzaniłaś sprawę, więc wypij piwo, które nawarzyłaś.

GRAŻA
Tylko nie piwo!

SZEF
Oj, nie czepiaj się słówek. Po prostu teraz nie możesz ich zawieść!

GRAŻA
Zawieść?!

SZEF
Kotek, wiesz, co będzie, kiedy wrócę i powiem im, że to tylko pijaństwo!!! Ty kompletnie nie kumasz wagi problemu! Wiesz, jak się naczelni tobą nakręcili! Byli przekonani, że to coś poważnego! Myśleli, że to świetny materiał na kampanię. W końcu każda szanująca się stacja telewizyjna, każdy dziennik czy tygodnik miał swoją tragedię, jakiegoś dziennikarza czy dziennikarkę z rakiem czy uciętą głową. Tylko my nie. My od dawna jesteśmy na rynku i najwyższy czas na ofiary. Kurwa, Kazika wysłaliśmy nawet do Iraku, żeby zginął, to kretyn wrócił dumny i opalony, a postrzelili reportera z konkurencji. I co, i dwa tygodnie się media
o tym szmatławcu rozpisywały: „Dziennikarz Gazety Przedniej „to”, dziennikarz Gazety Przedniej „tamto…”. Nawet nagrodę literacką tego dziennikarza ustanowili, żeby na maksa wykorzystać ten dar niebios, jaki im się w tym Iraku wydarzył. A głupi Kazik cieszy się, że wrócił cały. Idiota. Co go kosztowało nadstawić się odrobinę. Zamiast biegać, jak kot z pęcherzem, wystarczyło stanąć spokojnie na jakiejś ulicy i ktoś z pewnością, by go trafił. Tam przecież kul jak szarańczy. Ale nie, po co myśleć. Nie dziw się więc, że na Twojego raka bardzo liczyliśmy. A ty co, też nas wystawiasz. Boże, co za obłęd!

GRAŻA
Obłęd.

SZEF
Nie rozumiesz, że dla naczelnych to priorytetowa sprawa. Oni mają wobec ciebie wielkie oczekiwania. Nie musisz za raz umrzeć, ale pomyśl chociaż jak być jak najbliżej tego stanu. Musimy wybrnąć z tego gówna. Zajrzyj do Internetu i główkuj. Poszukaj, popatrz, na co zmarły do tej pory jakieś osobistości…

GRAŻA
AIDS, syfilis, gruźlica…

SZEF
Odpada, odpada. W dzisiejszych czasach umrzeć na gruźlicę, to jakby zejść od zadławienia kluską śląską z dziurką, nic głupszego. Dziś gruźlicę leczą równie skutecznie jak grypę, to na nikim nie robi wrażenia. Gdybyś zeszła na gruźlicę, to jeszcze by nam nasłali na redakcję Inspekcję Pracy, żeby sprawdzić warunki jakie zapewniamy dziennikarzom. O, kochana, wtedy dopiero Gazeta Przednia miałaby na nas używanie. AIDS, syfilis, też nie… jak mówiłem, to musi być coś szlachetnego… jak… jak… jak dajmy na to…

GRAŻA
Guz mózgu!

SZEF
O! Widzisz, jak chcesz to potrafisz! Tak, mózg dobrze się kojarzy, tak mózg to poważna sprawa… teoretycznie przynajmniej, to przecież… najważniejszy narząd pracy dziennikarza…

GRAŻA
Racja, teoretycznie.

SZEF
Och, ta twoja ironia, cudowna, zawsze ją uwielbiałem, taka babska, ale z jajami… będzie mi jej brakowało.

GRAŻA
Zwalniasz mnie?!

SZEF
Co? Dlaczego? Dlaczego?

GRAŻA
Bo powiedziałeś, jakbym już nie pracowała albo… nie żyła.

SZEF
Aaaa, daj spokój, przewrażliwiona jesteś. Nie czepiaj się. Poza tym przez tyle tygodni, jednak wszyscy na to li… to znaczy oswajaliśmy się z myślą, że… to będzie… koniec.

GRAŻA
Wybacz, cholera, tak mi przykro, że tak was zawiodłam!

SZEF
Cóż, taki life, nie przepraszaj, nie ma za co. Jak wiesz w tym zawodzie trzeba być elastycznym czyli przygotowanym, na wszelkie zaskakujące i nieustannie zmieniające się okoliczności.

(Graża wnerwiona i zrezygnowana zapala papierosa ).

SZEF
Ej, a co ty robisz?!

GRAŻA
Jak to co?

SZEF
Ty palisz?!

GRAŻA
Hej, hallo… od 15 lat jaram, o co ci chodzi?

SZEF
Nie, nie złotko, tak to się, kurwa, nic nie uda. Jak to… tu leczenie, tu choroba… a ty jarasz?! Przecież jak by ktoś to odkrył, to zamiast współczucia, jeszcze byś nam złej reklamy przysporzyła, jak byśmy już jej nie mieli w nadmiarze. Zapomnij o paleniu. W twojej sytuacji, musisz rzucić pety, absolutnie! Nikt nie może Cię zobaczyć z papierosem! A poza tym, o Boże…, jak Ty wyglądasz?

GRAŻA
Co znowu?

SZEF
Nie no, to jakiś koszmar. Cholera jasna! Guz mózgu, sześć tygodni w szpitalu i wracasz z fryzurą Tiny Turner?

GRAŻA
To, co mam zrobić?

SZEF
Kurwa, nie wiem. Może przynajmniej chustkę jakąś załóż, dorób sobie jakieś cienie pod oczami… Nie wyglądasz wiarygodnie… nie jak umierająca.

(Dzwoni telefon SZEFA. Ten nerwowo spogląda na wyświetlacz i gestem nakazuje GRAŻY milczenie)

SZEF
No, cześć Zbyszek… tak jestem u niej… A co ja mam ci powiedzieć, dobrze nie jest… słabo wygląda… Nie, nie schudła tak bardzo, raczej po tej całej terapii opuchnięta jest…
Ale ona się upiera, że niczego nie potrzebuje… Znasz ją, wiesz, że jak się uprze, to… no, no, ha, ha, ha… Na zdjęcia? … Nie chyba jeszcze na to za wcześnie… dajmy jej jeszcze parę dni… niech stanie trochę na nogi… Nie no, ja rozumiem, ale myślę, że jednak powinna jej najpierw zejść ta opuchlizna, bo efekt nie jest, tak drastyczny, jak byśmy tego potrzebowali… Tak, tak porozmawiam z nią i wszystko ustalę. Tak, tak to, to czego
się spodziewaliśmy… No oczywiście, że pozdrowię… oczywiście… Do widzenia… cześć… cześć…

(Kończy rozmowę, ociera pot z czoła)

Uff, spoko. Nie jest źle, sytuacja wydaje się opanowana. Jezu, dobrze, że jakoś się udało obronić cię dziś przed fotografem. Nie wiem jak będzie jutro, bo muszą mieć twoje zdjęcia, do środowego wydania, ale w razie czego dogadam się z grafikiem, może cię jakoś scherlawi.
Ale mimo to weź się za siebie, zrób coś ze sobą, nie możesz tak dobrze wyglądać… może by tak włosy…?

GRAŻA
Od włosów wara!!!

SZEF
Ok., ok. To przynajmniej poczytaj coś o tej swojej chorobie, żebyś choć trochę wiarygodna
była.

(SZEF zbiera się do wyjścia, zakłopotany, trochę zamyślony, zdezorientowany).

No głowa do góry, będzie dobrze.

GRAŻA
Ale masz świadomość, że ja przynajmniej w najbliższym czasie nie umrę?

SZEF
Zobaczymy. Jakoś sobie z tym poradzimy. Nic się nie martw.

Scena 4

(Mieszkanie GRAŻY. Wraca CZAREK z zakupami)

CZAREK
I jak najszczersza z najszczerszych rozmowa z SZEFEM?

GRAŻA
Fiasko! Totalne, masakryczne, pieprzone fiasko!

CZAREK
Nie przyznałaś się?

GRAŻA
Przyznałam, ale myślisz, że to dla kogokolwiek ma znaczenie. Machina wielkiej iluzji ruszyła i nikt nie ma najmniejszej ochoty jej powstrzymywać, ani z niej wysiadać. Ja mam ochotę wysiąść, ale na to mi nikt nie pozwoli. Tak więc czy mi się to podoba czy nie, muszę kłamać.

CZAREK
Pierdolisz!

GRAŻA
Myślałam, że jak wrócę, uda mi się wszystko ułożyć od nowa. Przestanę pić, zacznę nowe, lepsze życie, ale gówno. Świat chce status quo, chce starej GRAŻY, z kacem i z problemami.

CZAREK
A Ty czego chcesz?

GRAŻA
Nie chcę się cofać, CZAREK, ale skok na główkę do pustego basenu, też mnie przeraża. Zresztą co to właściwie jest prawda? Sam mówiłeś, że nie ma znaczenia.

CZAREK
Ja? Ja nic takiego nie mówiłem.

GRAŻA
Daj spokój, całe Twoje życie, to jedna wielka ściema. Sam pewnie już nie wiesz, kim jesteś, a innych chcesz nawracać. Sorry, jestem wkurwiona, zdezorientowana i najchętniej…

CZAREK
Też bym sobie najchętniej podupczył, ale nie dla psa kiełbasa, Graża, już nie.

GRAŻA
Pierdolę to! Nie dam rady.

CZAREK
Poddajesz się? To choć tu, Słonko, pobzykajmy się bez gumki?

GRAŻA
Idź do diabła!

CZAREK
A widzisz. Jednak coś cię przy tym parszywym życiu trzyma, więc błagam, nie pierdol mi tu: „nie dam rady, boję się, ble, ble, ble”. Rzygać się chce. Wiesz w czym problem, że w przeciwieństwie do mnie, ty masz wybór i to cię właśnie ogranicza. Cały czas myślisz, że możesz wrócić do tego, co było i jakoś ci to ujdzie na sucho, jakoś się uda. A ja Ci mówię, że gówno, a nie się uda. Już nigdy nie odzyskasz komfortu picia, już nigdy nie będziesz się mogła karmić iluzjami, którymi dotychczas się karmiłaś, bo już je znasz i o nich wiesz. Owszem możesz różne sprawy wypierać, możesz tworzyć kolejne ścieżki kłamstw, ale to już będzie grubymi nićmi szyte. Obawiam się też, że teraz już nie będzie tak sofcikowo, stoczysz się dużo głębiej i trudniej będzie Ci się po raz drugi odbić od dna. Będziesz miała mniej entuzjazmu, mniej wiary i mniej nadziei na coś fajnego, bo wypłynięciu na powierzchnię. Chcesz, proszę bardzo. Nalać Ci?

Scena 5

(Raut w mieszkaniu GRAŻY. Są na nim jej rodzice, brat, bratowa,
szef, sąsiadka i Czarek. Goście rozmawiają w grupach).

MARYLA
Musisz z nią dziś porozmawiać, słyszysz, musisz.

MAREK
Oj, daj spokój, Marylko, nie w takiej chwili.

MARYLA
Lepszej nie będzie. Nie ma na co czekać. W każdej chwili może wyciągnąć kopyta i nawet się nie zorientujesz, jak się okaże, że cały majątek pójdzie na jakieś chiuaua. Przecież ona jest
szajbnięta. Już zapomniałeś jak numer nam zrobiła?

MAREK
Marylko, no jaki numer, jaki numer? Przecież to jej pieniądze były, mogła z nimi zrobić co chce.

MARYLA
Co chce?! A to nam się przelewa? Ty z tą swoją marną belferską pensyjką i troje dzieci na utrzymaniu. Skoro mogłeś tyle dzieci zrobić, to teraz kombinuj, jak je wykarmić, a nie ja muszę o wszystkim myśleć. Poza tym mnie też się chyba coś od życia należy. Też bym sobie na jakąś wycieczkę pojechała, porządny lifting zrobiła, a nie jak jakiś wieśniak od trzech lat nigdzie za granicą nie byłam, tylko te Mazury i Mazury, szczyt ambicji. A ona? Ona te całe pięć tysięcy na psy wtedy dała, zamiast o rodzinie pomyśleć. Teraz też tak będzie, zobaczysz?

MAREK
Maniu, kochanie, proszę cię…

MARYLA
Ty mnie Manią nie podchodź, bo mam rację. Zobaczysz, szansa na to mieszkanie przejdzie ci koło nosa. A wystarczy w porę zagadać. Przedstawić jej naszą sytuację, zapytać, co zrobi, co ma zamiar zrobić z chatą, po tym wszystkim i podsunąć myśl, żeby spisała testament.

MAREK
Ale nie można… nie w takiej chwili…

MARYLA
Jedyne, co w takiej chwili nie można, to być frajerem. Życie jest krótkie, a ty jak zwykle myślisz, że na wszystko masz czas. Jeśli ty z nią nie porozmawiasz, to ja to zrobię.

MAREK
Ani się waż, Marylu!

MARYLA
Zrobię to zobaczysz, że zrobię!

( Dyskusja brata i szwagierki odchodzi na dalszy plan. Słychać rozmowę SZEFA i GIENI)

GIENIA
Naprawdę na mózgu? O Boże drogi. Myślałam, że to, o to chodzi.

(Chwyta się za piersi i pokazuje Piotrowi)

SZEF
I ja też początkowo myślałem, że na macicy, ale okazało się…

GIENIA
Och, panu to się nie dziwię, chłop jak to chłop, dla niego mózg czy macica to prawie to samo, zwłaszcza, że oba słowa na M. Ale że ja się nie domyśliłam, to wstyd. A przecież kiedy teraz na to patrzę, faktycznie wszystko na wskazywało na mózg. Domyślić się mogłam. Po tym jak dziwnie się nieraz zachowywała. Wie Pan, ja czasami sobie nawet myślałam, że ona pijana jest, bo jakoś zataczała się, kluczem w dziurkę trafić nie mogła przy otwieraniu drzwi, a rano
rano wychodząc zawsze trzymała się za głowę. Gdy ją spotykałam na klatce mówiła, że to migrena, że tak boli, że na oczy nie widzi. Biedactwo. Od dawna się tak męczyła.

SZEF
Ano widzi pani,pani GIENIU.

GIENIA
Widzę, widzę, że na dobrych, pożytecznych ludzi, to zawsze pan Bóg jakie plagi zsyła. A na taką Marciniakową na przykład bata żadnego nie ma. Babsztyl ludziom krew zatruwa, całe
życie nic tylko ploty roznosi, jej stary na bimbrze zarabia, a synowie, to nawet dzień dobry na ulicy sąsiadowi nie powiedzą, i co? I takich choroby się nie czepiają. Muszą udawać przed komisją, że im co dolega, żeby rentę wyłudzić, a naprawdę zdrowi jak konie łażą.

SZEF
To prawda, nie ma sprawiedliwości na tym świecie.

GIENIA
Oj, nie ma… ale po części to i przez was jej nie ma.

SZEF
Przez nas?!

GIENIA
Przez was, pismaków, co się o pierdołach rozpisują, że ta to ma taką kieckę, a tamta śmaką, tej grzywka urosła, a tamtej się przypaliła, a o prawdziwym życiu, prawdziwych nieszczęściach ludzkich i problemach to nic…

SZEF
No co też pani mówi, Pani Gieniu…?

GIENIA
To dlaczego Ne ten przykład takim Marciniakami się do tej pory nie zajęliście? Przecież wszyscy wkoło wiedzą, jakie to oni ciemne interesy prowadzą. Myśli pan, że lokalna władza nie wie, na czym oni zarabiają. Dobrze wiedzą, tylko nic nie robią, bo im się Marciniaków mieć opłaca. Jeden co uczciwie pracuje to ten najmłodszy syn Marciniakowej, a pozostali, to Boże, zmiłuj się. Mafia, zwykła mafia.

SZEF
Hmm… zastanawiam się… bo skoro to mafia, jak pani mówi, to przecież GRAŻA musiała o tym wiedzieć…

GIENIA
No z pewnością wiedziała, przecież oczy ma, widzi, co się tu wyrabia.

SZEF
No właśnie… to dlaczego nigdy tego tematu w redakcji nie zgłosiła, nie zainteresowała się tym?

GIENIA
A tego to ja już nie wiem? Może nie chciała się z takimi łajzami, zadawać… może też się bała… w końcu tu mieszka. A mówią, że nie sra się do swojego gniazda. Sam ją musi Pan zapytać. Choć oni tu nawet czasem do niej zaglądali, wie pan? Trochę mnie to dziwiło, bo co taka dziewczyna z bimbrownikami mogła mieć wspólnego, a ci dość regularnie wpadali i ją nękali… ale jak mówię, nic więcej nie wiem. Może kiedyś sam o tym opowie. Teraz pewno nie w głowie jej takie tematy.

SZEF
W głowie to na pewno nie.

GIENIA
Ale wy to jej pomożecie jakoś, jak będzie potrzeba, nie zostawicie jej z tym samej?

SZEF
Ależ skąd, pani GIENIU. Redakcja jest w pełnej gotowości. Gdy przyjdzie odpowiedni moment, idziemy na całość.

GIENIA
To dobrze, kochanieńki, to bardzo dobrze. W takich chwilach koledzy, przyjaciele są najważniejsi.

(Rozmowa Gieni i szefa schodzi na dalszy plan. Na pierwszy wkracza dialog
rodziców Grażyny z CzarKIEM )

MATKA
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie chciała, żebyśmy odwiedzili ją w szpitalu. Tyle czasu tam sama biedaczka spędziła. I tak źle wygląda, tak słabo.

OJCIEC
Według mnie wygląda normalnie. Nie ma co panikować.

MATKA
Zawsze była taka wrażliwa, taka krucha, byle czym można ją było zranić i jeszcze tak trudny zawód sobie wybrała. Dzielna była nie poddawała się, kochała zwierzęta…

CZAREK
Eee, nie mówmy o niej w czasie przeszłym. Przecież na razie jest z nami i chyba ma się całkiem dobrze. Poza tym, poczekajmy, aż powie po co tu nas zebrała. Może wówczas w ogóle okaże się, że nie taki diabeł straszny.

OJCIEC
Dokładnie, dokładnie tak. Nie ma co chwalić nocy przed zachodem słońca… tzn…, ja mam odwieczny problem z frazeologizmami i chyba tym razem też coś poknociłem… W każdym bądź razie, zgadzam się z Panem Cezarym, iż nie ma sensu na zaś złorzeczyć. Lepiej poczekajmy co Grażka ma do powiedzenia i wówczas ewentualnie podjmiemy odpowiednie kroki.

MATKA
Ale po co by robiła to całe przyjęcie, no, po co?! Chyba to oczywiste, co za chwilę usłyszymy! I nie pocieszaj mnie, ty nigdy jej tak nie kochałeś jak ja, zawsze wolałeś swojego synka, nie okazywałeś jej uczuć…

OJCIEC
Żabciu, a co ty za bzdury wygadujesz? Przecież to też i twój syn.

MATKA
Tylko syn i syn.

CZAREK
Może ja pójdę po Grażę, niech się pospieszy z przemówieniami?

OJCIEC
Tak, co ma być to niech już będzie. Faktycznie im szybciej się dowiemy, tym lepiej.

MATKA
Jak można, jak tak można… w takiej chwili jeszcze chcesz ją dręczyć. Całe życie ją popędzałeś, zbyt dużo od niej wymagałeś… i teraz nawet nie możesz odpuścić?! Jesteś
bez serca, bez serca. To się w ogóle nie powinno stać.

(Ojciec obrażony odchodzi od Matki i Czarka. Na pierwszym planie
zostaje tylko tych dwoje).

MATKA
Od początku wiedziałam, że robię błąd wychodząc za tego gbura, od samego początku. Ale siostry i matka przekonywały mnie, że on taki przystojny, że z dobrego domu , wykształcony, a ja, głupia, dałam się nabrać. Tak to jest jak się nie słucha własnego serca, tylko podszeptów innych. Bóg mnie pokarał. Odsunęłam miłość, sprzedałam s.

CZAREK
Może przyniosę pani wody?

MATKA
Po co mi woda? Lepiej coś mocniejszego.

CZAREK
Niestety, nic mocniejszego tutaj nie znajdę.

MATKA
To daj mi pistolet, bo dłużej tego nie zniosę. Wiesz… miał na imię Henryk. Był bardzo podobny do ciebie.

(Chwyta Czarka za rękę i głaszcze)

Marynarz. To dlatego ostatecznie go nie wybrałam. Ale to jego tak naprawdę kochałam, to jemu pierwszemu się oddałam. To z nim powinnam być. Boże, mój Boże, co ja zrobiłam?

CZAREK
Pani Agato, niech pani nie płacze. Na pewno nie jest tak źle, żeby…

MATKA
Ona nie wie, nikt nie wie.

CZAREK
O czym?

MATKA
Nie powiedziałam im, nikomu, odkładałam to zawsze na później, czekałam, aż przyjdzie odpowiedni moment, ale nie przychodził (szlocha)… a teraz… teraz to nie ma sensu… jest już za późno.

CZAREK
Nie wiem na co jest, pani zdaniem, za późno, ale zapewniam panią, że jeszcze nie jest. Póki żyjemy, zawsze jest jakaś szansa…

MATKA
Tak myślisz? Naprawdę tak myślisz?

CZAREK
Jestem o tym przekonany.

MATKA
Tyle lat żyłam w strachu, że się wyda. Bałam się, że ktoś zadzwoni, np. w ciągu tych ostatnich tygodni ze szpitala i powie, że potrzebna jest krew, albo jakiś narząd i że się wyda.

CZAREK
Ale co mianowicie? Pani Agato, jest dziś Pani wyjątkowo zagadkowa?

MATKA
Może masz rację, najwyższy czas skończyć z tajemnicami, ona ma prawo dowiedzieć się zanim…

(W pokoju robi się zamieszanie. Wchodzi GRAŻA).

GRAŻA
Witajcie, moi drodzy. Zaprosiłam was tutaj, żeby zdementować krążące od dawna plotki o moim stanie zdrowia i powiedzieć wam jak rzeczywiście sprawy się mają.

(Szef chrząka dość głośno, chce zwrócić na siebie uwagę Grażyny)

Sprawa jest prosta. To prawda, jestem chora. Śmiertelnie… ale z tą chorobą można wygrać.

(Z pokoju padają oklaski i zapewnienia, że oczywiście, że wszystko będzie dobrze. Graża bierze głęboki oddech i mówi dalej)

Wiem, że się przejmujecie, troszczycie o mnie, martwicie, ale wierzę też, że będzie dobrze. W znacznej mierze jest to uzależnione od mojej postawy i moich osobistych wyborów. Dzisiejsze nasze spotkanie jest moim krokiem w stronę właściwych wyborów właśnie.

(Niektórzy ze zgromadzonych wzruszają się.

Nie chciałam wcześniej rozmawiać z wami o tym, co mi dolega, bo zwyczajnie… wstydziłam się.

(Szef robi wśród zgromadzonych głuchy telefon. Coś długo szepcze do ucha najpierw GIENI, potem Gienia bratu GRAŻY, ten BRATOWEJ, itd. Zanim Graża dojdzie do meritum sprawy, wiadomość dociera do wszystkich. Gdy dochodzi do Mamy ta niemal mdleje, gdy do
Czarka, ten czuje, że nic nie uratuje sytuacji przed katastrofą )

Powiem więc wprost: jestem alkoholiczką.

(Matka zaczyna szlochać)

Naprawdę mogło być gorzej. Wiem, że to wstyd, ale nie chciałam was już więcej trzymać w niepewności. Koniec z kłamstwami, te z pewnością nie służą trzeźwieniu.

(Goście po kolei podchodzą do GRAŻY całują ją, głaszczą i powtarzają: )

GOŚCIE
Już dobrze, dobrze dziecko, nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.

(Zabierają ją na kanapę, dają wodę, roztkliwiają się nad nią. GRAŻA z gośćmi schodzi na drugi plan, na pierwszy wybija się szef, który odchodzi na bok i rozmawia przez komórkę )

SZEF
Zbyszek? No to wszystko gra… Tak spokojnie jutro możemy dawać ten materiał … Tak, jest wzruszający, wszyscy bardzo ładnie o niej opowiadają… nie, na razie jeszcze nie w czasie
Przeszłym… ha, ha, ha… Wiesz, co prawda, wstępna wersja nekrologu i kondolencji jest już gotowa, ale na razie ja bym się jeszcze z tym troszeczkę wstrzymał.

No… dobra… to umówię ją z fotografem na jutro… nie… nie sądzę, żeby miała coś przeciwko… Myślę, że około 3.00 w nocy można puścić informacje do agencji… tak, tak notka jest już gotowa, osobiście ją redagowałem… To cześć.

(Gdy szef kończy rozmowę, odchodzi na dalszy plan. Z kanapy od gości ucieka GRAŻA. Szuka CZARKA. Znajduje go na uboczu całego towarzystwa. Podbiega do niego roześmiana, zadowolona z przebiegu spotkania i dumna z siebie).

GRAŻA
Co tak się izolujesz? Widzisz, tak się bałam, a okazało się, że strach ma wielkie oczy. Teraz czuję, jakby mi stutonowy ciężar spadł z żołądka. Nie potrzebnie tak się nakręcałam: „a co oni wszyscy sobie o mnie pomyślą”, „że pewnie będą rozczarowani”, „pewnie będą rozgoryczeni albo zniesmaczeni może”, czyli wielkie gdybanie, które jak zwykle okazało się paranoją. Bo popatrz, oni przyjęli to jak zupełnie normalną rzecz. Kompletnie się tego nie spodziewałam, a Ty?

CZAREK
Tak, to przeszło wszelkie moje oczekiwania.

GRAŻA
Myślałam, co prawda, że choć trochę ich ta wiadomość zaskoczy… ale w sumie, tak jest ok. Jakby to była jakaś norma. Zaskoczyli mnie, serio, i to bardzo.

CZAREK
Nie chcę krakać, GRAŻKA, ale obawiam się, że…

MAREK
Idziemy już, nie chcemy cię męczyć.

MARYLA
Może odwiedzimy cię jutro, żeby porozmawiać spokojnie o tym i owym.

GRAŻA
No pewnie, wpadajcie!

MATKA
Córeczko, kochanie, odpoczywaj, dużo odpoczywaj, teraz wszystko się zmieni zobaczysz, na lepsze, tylko na lepsze.

GRAŻA
Z pewnością, mamo, i przestań się już w końcu zamartwiać. Widzisz, przecież że wszystko jest dobrze.

(MATKA znów zaczyna szlochać, OJCIEC klepie GRAŻĘ po ramieniu i zabiera żonę do wyjścia )

GIENIA
Biedactwo ty moje, nie przejmuj się, wszystko się ułoży. Idę dziś do kościoła, pomodlę się za ciebie, będzie dobrze, zobaczysz.

GRAŻA
Dziękuję, pani Gieniu!

GIENIA
A jutro wpadnę tu znowu z bulionem, poplotkujemy sobie trochę, pośmiejemy się, bo trzeba czerpać z życia, póki jest.

GRAŻA
Pewnie pani Gieniu, pani to zawsze potrafi człowieka podnieść na duchu.

(Gienia już prawie wychodzi, ale od drzwi krzyczy jeszcze)

GIENIA
O i z jakąś zdrową księżowską naleweczką wpadnę, co? To nam humory poprawi.

(GRAŻA chce coś powiedzieć, ale GIENIA znika już za drzwiami. Po zdaniu o naleweczce jakoś traci na humorze, patrzy zdziwiona w stronę CZARKA. Wtedy podchodzi do niej SZEF).

SZEF
Kochana, to z fotografem umówiłem cię na jutro około południa. Tak jak mówiliśmy przygotuj się jakoś.

GRAŻA
Z fotografem? Ale Piotr, chyba nie po tym, co dziś powiedziałam. Przecież oni wszyscy już wiedzą, jaka jest prawda… cała ta gra nie ma sensu.

SZEF
Kotek, jaka ty jednak naiwna jesteś. Serio, nie spodziewałem się, że aż tak. Naprawdę nie wiesz, co się stało? Masz guza mózgu, tracisz poczytalność, tracisz zmysły, nie wiesz,
co mówisz, próbujesz uspokoić innych, wymyślając tanią bajkę o alkoholizmie. Dziewczyno, kto w to uwierzy?

GRAŻA
Ale przecież… oni…

SZEF
Fotograf będzie o 12.00, przygotuj się i tym razem mnie nie zawiedź!

(SZEF wychodzi. GRAŻA nie może się pozbierać).

CZAREK
Nie wiedziałem, że kiedykolwiek to przyznam, ale mój adidas przy twojej chorobie, to pikuś.

Scena 6

( ON i ONA siedzą obok siebie i rozmawiają)

ON
Zdałem egzamin z socjologii.

ONA
No nareszcie, a jak ząb.

ON
Niestety. Ale zachowałem go sobie na pamiątkę. (pokazuje wisiorek na szyi)

ONA
Cóż, życie pełne jest wzlotów i upadków…

ON
Grunt by bilans wychodził przynajmniej na zero. Na razie obejdzie się bez protezy, ale z czasem to nie uniknione. A co u ciebie?

ONA
Spoko. Dostałam pracę, na razie warunkowo, ale to już coś.

ON
Rety, zajebiście, musimy to uczcić.

ONA
A to jeszcze nie wszystko.

ON
No coś ty? Gadaj.

ONA
Zakochałam się.

ON
Nie mów! Znam go.

ONA
Yhy. To ten kumpel GRAŻY.

ON
O rety, jak wy…kiedy?

ONA
On jeszcze nie wie, ale mu powiem.

ON
Ty, to jednak prawda, że bez kaszy można żyć. I nawet z czasem wszystko zaczyna się układać.

ONA
No, zajebiście.

ON
To co? Łyczka?

ONA
Jak zwierzęta?

ON
A jakże.

Scena 7

( Z głośników słychać wyliczankę )

GŁOSY

Ene due like fake,

korba borba esme smate,

deus deus kosmotaeus

i morele cynadele baks!

( Znowu widzimy pokój w mieszkaniu, taki jak na początku sztuki. Jest pusty. Słychać tylko z daleka odgłos maszynki do strzyżenia i dzwonek do drzwi. Maszynka cichnie, dzwonek nie ustaje. Z oddali słychać głos GRAŻY):

GRAŻA
Już idę… chwila…!

(Pojawia się w pokoju z chustką na głowie i sińcami pod oczami. Staje przed drzwiami i zamiera sięgając w stronę klamki. Znów słychać słowa piosenki).

„Nie zmienię świata, nie zmienię, nie mam żadnych złudzeń. To nie uda się nikomu, choć rewolucje są dla ludzi. Nie zacznę nowej wojny i nie zakończę starych. To wszystko jest utopią i śmieszne są zamiary. Ale mogę zmienić się sam… i mogę zmienić ciebie…
możemy zmienić nasz dom… by było nam jak w niebie…”.

Koniec

 

Izabela Marczak — miłośniczka słownych kreacji i literatury skandynawskiej, dawniej dziennikarka, obecnie heroina w walce z codziennością , weganka; przez wiele lat pisała dla tytułów prasowych Agory (Metro, Duży Format, Wysokie Obcasy, Gazeta Wyborcza, Gazeta Telewizyjna), „Dziennika” Axel Springer Polska, gościnnie w „Polityce”, „Przekroju” i innych. Wyróżniona w konkursie „Twojego Stylu” o Złote Pióro oraz konkursie na scenariusz do teledysku grupy O.N.A. „Kiedy powiem sobie dość”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emoralni*