Kilka dni temu, świat obiegła wiadomość o śmierci Robiego Williamsa. Przyczyną zgonu było uduszenie. Jak się jednak okazało, zaciśnięcie pętli wokół szyi było tylko efektem finalnym szerokiego procesu zachowań i dolegliwości natury psychicznej tego doskonałego artysty. Powodem poprzedzającym owo samobójcze zachowanie, okazała się depresja aktora. Depresja to choroba z gatunku tych, które są bardzo sprawiedliwe. Mianowicie dopadają wszystkich bez względu na kolor skóry, pochodzenie czy rozmiar buta. Każdy człowiek, świadomy swego istnienia może być potencjalną ofiarą tej paskudy. Górnik, lekarz, ekspedientka w spożywczym, nauczyciel, sprzątaczka.
Można by tu wymienić wszystkie zawody świata, które uprawiają ludzie, lecz chciałem się skupić na tych, którzy poruszają się po tak zwanym „czerwonym dywanie”. Do tej grupy należał właśnie Robin Williams. Mówi się dziś, że przyczyną jego depresji było spożywanie nadmiernej ilości alkoholu, przyjmowanie groźnych dla umysłu substancji w postaci narkotyków czy też jego dwa rozwody, których doświadczył. Tak. Jeśli śledzić życiorys Williamsa i ufać wiarygodnym źródłom, jest to prawda. Ta złożoność nagromadzonych negatywnych spraw była przyczyną jego załamania, która doprowadziła do samobójczej śmierci. Myślę jednak, że mogę pokusić się tu o stwierdzenie, że każdy chory, którego dopadła depresja, ma swą własną genezę pojawienia się jej w głowie. Dla Williamsa była niemożność poradzenia sobie z nałogami i rozwody, dla kogoś innego może to być utrata pracy, czy też jej nadmiar. Jednak w tej chorobie chodzi o to, żeby w porę ją rozpoznać i natychmiast zareagować. Ważne, by się jej nie wstydzić jak żony po przesadnym liftingu ust. Do oznak słabości umysłu nazwanego depresją, przyznało się wiele znanych i lubianych osób. To dobrze, bo to jeden z ważnych rodzajów terapii pochorobowej i sygnał dla przeciętnych obywateli, że nie tylko oni muszą cierpieć. Po ogłoszeniu śmierci Williamsa posypały się przykłady „celebrytów” cierpiących obecnie lub w przeszłości na tę chorobę. Nie widzę powodu, by wymienić wszystkich, zwłaszcza gwiazdy Hollywoodu, jednak mogę pokusić się o przedstawienie kilku znanych powszechnie osób z rodzimego podwórka, które publicznie przyznały się do depresji. Danuta Stenka, Edyta Górniak, Maria Peszek, Edyta Bartosiewicz, Kasia Cichopek. Maria Peszek przechodziła depresję w odosobnieniu. Jak opisała swoje objawy —
leżała całymi dniami obolała i ciekło jej z ust.
Wyszła z tego, dobijając chorobę tekstami powstałych po chorobie piosenek. Jak sądzę, na dobre jej się udało wygnać parszywą zadrę z jej głowy. Bartosiewicz wycofała się z życia publicznego na dziesięć lat, gdy ponoć poczuła niemoc twórczą. Cichopek…, no cóż. Cichopek wykorzystała moment i wpadła w depresję. W czasie jej trwania napisała kilka książek jak zostać piękną po porodzie, co jeść, żeby usta lśniły, co robić żeby nie zalegało tu i tam, oraz tego typu rzeczy. Jak się okazało, w zasadzie był to pewien skuteczny rodzaj terapii dla tej „artystki”. Jednak, jak w przypadku Bartosiewicz, z pewnością po nieudanym powrocie na scenę w zeszłym roku, nie usłyszymy jej przez kolejną dekadę, tak w przypadku Cichopek jest ryzyko, że kolejny raz wykorzysta obecnie zaistniałą medialną okazję i napisze kolejną książkę- Jak wyjść z depresji w weekend, nie tracąc przy tym tipsów i co najważniejsze, na urodzie.
Jaki celebryta taka depresja.
Andrzej Syska Szafrański — artysta malarz. Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków w Warszawie. Jedyny w powojennej Polsce twórca panoram. Autor dwunastometrowego obrazu “Panorama Świętokrzyska”, ukazująca wydarzenia związane z pobytem Marszałka Józefa Piłsudskiego w Kielcach w 1914 roku. Panorama była prezentowana w oddziale Panoramy Racławickiej w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, oraz w Muzeum Historii Kielc. Jego pasją jest pisarstwo. Autor książek “Żółta czapka”, „Tango z rudzielcem”, „Złodziej snów”, a także sztuki teatralnej „Bal samobójców”. Prowadzi bloga, w którym zamieszcza krótkie opowiadania i dorobek malarski. Więcej: Blog
Felieton zaczął się całkiem nieźle – napisany dobrym stylem i wydawało mi się – miał przedstawić temat w nowym świetle. A później urwał się jakby w połowie, jakby jedynym jego celem było potwierdzenie własnego tytułu. Jakby popełnił samobójstwo.
Może jedynym nowum miała być informacja rodem z magla, że w krajowych warunkach to całkiem modne mieć depresje. Z tym, że nasi rodzimi aktorzy sie nie zabijają.
Zawracanie głowy i mydlenie oczu. Aktorzy lubią o sobie mówic, że są nadwrażliwi a tak naprawdę sa uzaleznieni od sławy. Williams miał depresję nie dlatego, że był taki delikatny ale z narkomaństwa, alkoholizmu i seksizmu. Miał tak zryty beret, że juz nie umiał żyć jak normalny człowiek. Grał miłego człowieka, a prywatnie kilka razy na odwyku. Dlaczego bezdomni czy chorzy nie mają depresji i się nie wieszają? Pytanie retoryczne….
Tez nie trawie aktorow.
Jaki felietonista taki felieton. Pani Kasia Cichopek to wspaniała osoba i aktorka. Zarzucanie jej jakiegoś wyrachowania jest nieuczciwe i nieetyczne.
chyba jesteś fanką a nie idolką Kasi Cichopek. No ale jaka rozgarnięta idolka taka fanka. Pomyśl zanim coś napiszesz. Zwłaszcza o Kasi, bo ona chyba nie lubi gdy zabiera jej się sławę. Idolko.
Williams zmarł, ponieważ miał pakt z diabłem. Jak całe hollywood zreszta. Szatan najpierw dał mu wszytsko co chcial a poźniej odebrał za to swoją zapłatę. Teraz dusza tego nieszcześnika juz nigdy nie bedzie wolna.
A gdzie go mozna spotkac? Tez bym podpisal ..;